baner
 
 
 
 
baner
 
2009-04-12
 

Ameryka na nowo odkryta - za bramą "piekła", Sangay 5230 m n.p.m. zdobyty

Jeśli kochasz góry i szukasz miejsc, gdzie wciąż jest dzika przyroda, a zwierzęta nie mają powodu, aby uciekać przed człowiekiem, jeśli poszukujesz wyzwań i nie boisz się wysiłku ani trudów, jeśli nie przeraża Cię drżenie ziemi pod stopami, kiedy wybucha wulkan i jesteś wystarczająco szybki, aby nie dosięgły Cię lecące z krateru kamienie, jeśli wzrusza Cię szczera życzliwość i gościnność rdzennych mieszkańców... Sangay Cię oczekuje.
Mówią o niej "fightener", bo z częstotliwością kilkunastu minut "pluje" kamieniami, a przy każdym wybuchu ziemia drży pod stopami. Drogę na nią nazywają "piekłem" albo "wojną w Wietnamie", bo zanim dotrzesz do stóp góry musisz przebić się zapadając się w głębokim błocie przez dżunglę, musisz przejść przez wiele rzek i pokonać wiele kilometrów wśród mokrych i wysokich zarośli.  Kiedy jednak wystarczy Ci konsekwencji, aby przebrnąć przez to "piekło" czekają Cię niezapomniane widoki i wrażenia. 8 kwietnia dotarliśmy na szczyt jednego z najbardziej aktywnych wulkanów w Ekwadorze i Ameryce Południowej. Sangay 5230 m n.p.m., trzeci z celów naszej wyprawy - zdobyty.
 przyjezdzamy do Guargualla Chico
 schron zamkniety
 ale swieci piekne slonce
 wynajmujemy konie
 czekamy na.....sama nie wiem na co
 
 widoki z wioski
 widoki z wioski
 dzieciaki z Guargualla
 brudne ale zadowolone
 jezdziec z Guargualla
 
 dziecinstwo w Guargualla
 rozbijamy namioty
 wszytsko moze byc zabawa
 miejscowi witaja nas serdecznie
 sa dumni z tego ze mieszkaja przy wulkanie Sangay
 
 Jaro czeka na kolacje...z radoscia
 dzieciaki nas zaczepiaja
 i niesmialo zagladaja przez szyby
 wreszcie zagladaja przez drzwi i wchodza do srodka
 czas spac
 
 zatem jutro rano zaczynamy
 rano swieci piekne slonce
 a Jaro na sniadanie dostal swinke morska
 osly w Guargualla tez sa przygotowane na andyjskie chlody
 pakujemy sie
 
 a dzieciaki przyjechaly do szkoly
 ruszamy a przed nami 25 kilometrow wymagajacej trasy
 po drodze spotykamy mala Paulinke
 i czestujemy ja gruszka
 pierwsza, mala jeszcze rzeczka
 
 i dolina
 wciaz w dolinie
 nasze konie
 idziemy
 w wawozach
 
 i zielonych tunelach
 coraz bardziej zielono
 i coraz bardziej gesta ta zielen
 ale widoki piekne
 ostatnia pasterska chata w dolinie
 
 krowy sa ciekawskie
 coraz wieksze bloto
 i coraz wyzsze tunele
 zapadamy sie w glebokim blocie
 zatapiamy sie w wysokiej trawie
 
 odleglosci sa olbrzymie
 a w okolicy zupelnie pusto
 coraz blizej oboz
 ostatnie glebokie bloto przed obozem
 i wreszcie docieramy
 
 juz w plaza pampa
 Paco gotuje
 Jaro podjada
 zaczyna sie kolejny dlugi dzien
 przy obozie jest baaaaaaaaaaaaaaardzo zielono ale jest tez troche czerwieni
 
 juz prawie gotowi
 startujemy
 to dlugi, 18 kilometrowy dzien w wysokiej trawie i zaroslach w dodatku w deszczu
 trawa wysoka
 miejscami siega ponad glowe
 
 niestety pada coraz mocniej
 pierwsza rzeka z 14 drugiego dnia, jeszcze dosc plytka
 i znowu bardzo zielone
 juz w drodze na szczyt
 swit w drodze na szczyt
 
 jeszcze daleko
 ale idziemy choc to nielatwe w wulkanicznym pyle
 wstaje slonce
 chlopcy na szczycie Jaro, Paco i Cesar
 Jaro nagrywa relacje ze szczytu dla radioA
 
 szczyt Sangay 5230 m npm
 majaczace we mgle skaly krateru
 nawet w nieczynnych kraterach z wielka sila eksploduja pojedyncze kamienie
 venado zaparkowal na noc w naszym obozie u stop Sangaya
 czas pakowac sie i wracac, przed nami dluga droga
 
 rano zza chmur pokazal sie Sangay
 i eksplodowal
 tuz po eksplozji
 Sangay chwile po wybuchu
 Sangay 5230 m npm
 
 pakujemy sie i palimy trawe ktora odstrasza moskity
 juz prawie gotowi do drogi powrotnej
 i znowu Sangay eksploduje
 pozegnalny mecz w Guargualla
 ostatnie odbicia
 
 i ostatnie usmiechy
 hasta luego Sangay, hasta luego Guargualla
 
KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com