baner
 
 
 
 
baner
 

Ararat – vademecum zdobywcy

Ararat to wulkan położony w sercu Wyżyny Armeńskiej, na południowym wschodzie Turcji, nieopodal granic z Iranem i Armenią. Jest zarazem najwyższym masywem kraju, dzięki czemu stanowi bardzo atrakcyjny cel i ciekawe wyzwanie, na przykład jako pierwszy w karierze pięciotysięcznik. (Już niebawem na naszym profilu FB spotkanie live z autorem tekstu, Tomkiem Kobielskim – redakcja)

 W drodze do obozu pierwszego; fot. Tomasz Kobielski

 

Składa się z dwóch szczytów, w tym mierzącego 5137 metrów Dużego Araratu, który jest drzemiącym wulkanem, oraz Małego Araratu (3896 m), połączonego z głównym wierzchołkiem przełęczą Serdebulak. Wedle legendy na stokach góry, osiadła po potopie biblijna arka Noego. Co ciekawe, mimo że szczyt obecnie znajduje się w granicach Turcji, jest symbolem Armenii i świętą górą Ormian. Widoczny z jej stolicy, Erywania, stanowi ważny element tamtejszej kultury, a nawet godła. Jednak kraje te nie utrzymują ze sobą stosunków dyplomatycznych – przyczyna takiego stanu rzeczy jest oczywiście historyczna i dotyczy rzezi Ormian, do której nie przyznała się Turcja. Dlatego jedyna droga na Ararat wiedzie właśnie z tego kraju.

 

SEZON I POGODA


Pod względem warunków Ararat przypomina Kaukaz czy góry Europy. Można zatem przyjąć, że stosunkowo najlepszą pogodę będziemy mieli między czerwcem a początkiem października. Oczywiście da się go zdobywać zimą i wczesną wiosną, ale turystyka ogranicza się wtedy raczej do wypraw skiturowych. Zaczęły być one modne w ostatnich latach, wraz z rozwojem wejść na nartach. Najpewniejszym okresem na tego rodzaju eskapady będzie zdecydowanie przełom marca i kwietnia. Jak wynika z dostępnych informacji, wejścia zimowe są niezmiernie rzadkie.

 

Góra przy rozsądnym przygotowaniu, właściwej aklimatyzacji i przestrzeganiu stosownych reguł na wysokości nie powinna być dla nikogo zbyt trudna. Wiek też nie stanowi bariery – z nami wchodzili na nią nawet uczestnicy w okolicy 70 roku życia. To doskonały pomysł także na wyjazd rodzinny, na przykład z nastoletnimi dziećmi.

 

TRANSPORT I ORGANIZACJA


Aby zdobyć Ararat, musimy znaleźć się w Turcji. Od wielu lat jest to bardzo łatwe dzięki bezpośrednim połączeniom z Warszawy do Stambułu. Tam przesiadamy się na lot krajowy do wschodniej części kraju, najlepiej do miejscowości Wan. Z Wanu pod Ararat, a dokładnie do leżącego u jego podnóża Doğubayazıtu, jest około 170–200 kilometrów, zależnie od wybranej drogi. Ostatni odcinek zazwyczaj pokonuje się wynajętymi na miejscu samochodami. Oczywiście ze stolicy możemy również dostać się tam drogą lądową, ale autobusami dalekobieżnymi zajmie to przynajmniej dobę i tą ewentualność radzę sobie pozostawić na drogę powrotną, o czym opowiem później.

 

Najczęściej latam do Turcji liniami Turkish Airlines i LOT, choć oczywiście wielu innych przewoźników oferuje połączenie z przesiadkami na przykład w Berlinie czy Amsterdamie. Warto porównywać ceny, które czasem potrafią znacznie się różnić.

 

Obywateli polskich nie obowiązuje już płatna wiza wjazdowa do Turcji. Przekroczenie granicy to czysta formalność: wklejaną wizę zastępuje pieczątka w paszporcie. 

 

 Mały Ararat widziany z obozu drugiego; fot. Tomasz Kobielski

 

AKCJA GÓRSKA – TYPOWY PROGRAM


Poniżej opiszę typowy program wyprawy na Ararat, od wyjazdu z Polski do powrotu, a także dodatkowe, warte zwiedzania atrakcje. Oczywiście Turcja jest ogromnym krajem z licznymi fascynującymi miejscami, jednak liczba znaków w tekście nie pozwala mi polecić wszystkich i każe skupić się w głównej mierze na zagadnieniach górskich ;). Wyjazd na Ararat można oczywiście ograniczyć do samej góry, ale warto zakosztować także innych klimatów tego pięknego kraju.

 

Dzień 1


Przelot z Polski (najczęściej z Warszawy) do Stambułu i Wanu

Zdecydowanie polecam szybkie przemieszczenie się bezpośrednio na wschód Turcji, aby w pierwszej kolejności skupić się na naszym celu. Można tak dobrać loty, by po porannym wylocie z Warszawy i stosunkowo niedługich przesiadkach na lotniskach wieczorem znaleźć się w Wan. Pozwoli nam to poczuć klimat Turcji już pierwszego wieczoru, kiedy wyjdziemy na spacer i kolację w Wanie. Do tego spokojnie wypoczniemy w hotelu. Alternatywą jest wylot wieczorny i po dłuższym nocnym oczekiwaniu w Stambule poranny lot do Wanu.

 

 Kilkugodzinna podróż do Doğubayazıtu i widoczne w oddali jezioro Wan; fot. Tomasz Kobielski

 

Dzień


Wan (około 1726 m) – Doğubayazıt (1625 m)

Po śniadaniu w hotelu (lub po przylocie, jeśli wybierzemy drugi wariant podróży) wsiadamy w wynajęte samochody i udajemy się w kilkugodzinną drogę do Doğubayazıtu, leżącego u podnóża Araratu. Po drodze w ramach turystyki i relaksu warto odwiedzić ruiny twierdzy w Wanie, a także zatrzymać się dla ochłody nad malowniczymi wodospadami Muradiye, gdzie zjemy lunch. Nie zaszkodzi również wykąpać się w ogromnym jeziorze Wan, wzdłuż którego wiedzie znaczna część naszej dzisiejszej trasy. Jest ciekawostką, ponieważ to największe na świecie jezioro sodowe, co wyraźnie czuć w smaku wody. Popołudniem dojeżdżamy do Doğubayazıtu, odpoczywamy i czynimy ostatnie przygotowania do trekkingu, który rozpocznie się nazajutrz. Noc najlepiej spędzić w jednym z miejscowych hoteli. Warto także wyjść na kolację do lokalnej knajpki. Znajdziecie tu oczywiście niezliczoną ilość mięsnych specjałów, z których słynie Turcja, ale targi są również pełne pysznych, soczystych owoców i warzyw.

 

Dzień 3  


Doğubayazıt (1625 m) – Eli (2100 m) – obóz 1 (3350 m)

Ten dzień rozpoczniemy krótkim przejazdem do wioski Eli u podnóża Araratu, na wysokość około 2100 metrów, najczęściej wcześniej wynajętymi samochodami. Po rozpakowaniu sprzętu czeka nas krótkie przygotowanie do marszu – startujemy z lekkimi, trekkingowymi plecakami. Bagaż główny do obozów według lokalnych zwyczajów niosą konie, choć oczywiście można założyć bardzo „sportowe” podejście i wnosić go samemu, ale tylko jeśli nie zamówimy również serwisu z namiotami i wyżywieniem w obozach. Trasa częściowo biegnie drogą oraz łatwymi, trawiasto-kamienistymi stokami. Ararat jest górą odkrytą, więc wspaniałe widoki roztaczają się aż po horyzont. Odcinek do obozu zajmuje wolnym marszem około 4–5 godzin. Zresztą na etapie aklimatyzacji pośpiech nie jest wskazany. Obóz pierwszy znajduje się na bardzo wygodnej, rozległej trawiastej polanie. Nieopodal można dostrzec małe osady pasterskie.

 

 Podejście do obozu drugiego; fot. Tomasz Kobielski

 

Dzień 4  


Aklimatyzacja

Ze względu na spore różnice poziomów ten dzień należy przeznaczyć na aklimatyzację. Oznacza to, że nie będziemy zmieniać obozu, a jedynie zrobimy sobie wycieczkę w okolice obozu drugiego, do wysokości 3800–4000 metrów. Zajmie nam to spokojnym marszem około połowy dnia.

 

Dzień 5 


Obóz 1 (3350 m) – obóz 2 (4100 m)

Po początkowych podejściach trawiastymi stokami z porozrzucanymi blokami skalnymi krajobraz zmienia się – wchodzimy w typowo wulkaniczny, bardzo kamienisty teren. Ścieżka pnie się zygzakami w górę. Po około pięciu godzinach docieramy do bardzo kamienistego i o wiele skromniejszego obozu drugiego. Leży on wśród powulkanicznych głazów i jest rzecz jasna mniej wygodny niż trawiasty obóz pierwszy, jednak jak na warunki wysokogórskie bardzo komfortowy. Tu ważna informacja: na Araracie przyjęło się, że każda działająca tam firma ma swoje miejsce stacjonowania w obozach. O ile w jedynce przestrzeni jest bardzo dużo i zespoły są rozrzucone, o tyle w dwójce miejsce jest ściśle podzielone między stacjonujące tutaj ekipy. Ponieważ to ostatni obóz przed szczytem, warto dobrze zjeść i się nawodnić, a także skupić na porządnym wypoczynku przed atakiem.

 

 W obozie drugim na zboczach góry; fot. Tomasz Kobielski

 

Dzień 6 


Obóz 2 (4100 m) – Duży Ararat (5137 m)

Ten dzień jest zdecydowanie najdłuższy ze wszystkich w czasie trekkingu. Nie można też mówić o wyspaniu się, ponieważ startujemy już około 2 w nocy, żeby przed południem dotrzeć do celu. W nocy trzeba uważnie patrzeć pod nogi, ponieważ droga jest dość nierówna. Pnie się wśród wulkanicznego krajobrazu, zdecydowanie w górę, zakosami, między kamiennymi blokami. Na trasie napotykamy także progi skalne, które pokonujemy, wypatrując w nich małych żlebów, a gdzieniegdzie używając dodatkowo rąk.

 

W okolicach kopuły szczytowej, około 300 metrów przed wierzchołkiem, teren wyraźnie się wypłaszcza. Z daleka widzimy już czapę lodowca. W tych okolicach, w zależności od aktualnej sytuacji śnieżnej, zakładamy na buty raki (o sprzęcie przeczytacie niżej). Droga z obozu drugiego zajmuje zazwyczaj 6–8 godzin. Tempo jest uwarunkowane kondycją uczestników, ale też pogodą i jakością terenu. Ostatni odcinek jest bardzo łagodny i zupełnie nietrudny technicznie, problematyczne może być jedynie skupienie się na sprawnym pokonaniu lodowej czapy. W większości przypadków nie wymaga nawet wiązania się linami, choć zalecałbym to na przykład przy dużym wietrze. Śnieg jest zazwyczaj bardzo twardy i ewentualny upadek może zakończyć się niekontrolowanymi zjazdami w kierunku uskoków, poobijaniem, ale i bardziej nieprzyjemnymi konsekwencjami. Na szczycie spędzamy zazwyczaj 15–20 minut, by zrobić zdjęcia, i ruszamy w drogę powrotną.

 

 Lodowiec szczytowy; fot. Tomasz Kobielski

 

Schodzi się dość sprawnie, niemniej dotarcie do obozu drugiego zajmuje przynajmniej kilka godzin. Na dziś to jeszcze nie koniec. Po odpoczynku i krótkim posiłku pakujemy dobytek i schodzimy do jedynki, gdzie spędzimy ostatnią noc na górze. Szybkie opuszczenie większej wysokości dobrze nam zrobi, a dodatkowo bardziej komfortowo będzie zapaść w sen na miękkiej trawie ;).

 

Dzień 7


Obóz 1 (3350 m) – podnóże Araratu (2100 m) – Doğubayazıt (1625 m)

Po noclegu schodzimy kilka godzin do podnóża Araratu. Jeszcze przed lunchem warto zameldować się w wygodnym hotelu i wskoczyć pod prysznic. Tego samego dnia możemy śmiało zaplanować krótki program turystyczny lub zafundować sobie relaks w miejscowej łaźni – hammamie ;).

 

Dzień 8


Dzień zapasowy lub na zwiedzanie okolicy

Ten dzień traktujemy jako zapasowy, na wypadek niepogody na górze. Przesuwa się wtedy odpowiednio opisany powyżej program wejścia na szczyt. Za to jeśli akcja przebiegnie sprawnie, mamy dodatkowy czas na skorzystanie z okolicznych atrakcji.

 

Dzień 9–10


Droga powrotna

Oczywiście można już wracać, jednak polecam pozostanie w Turcji choćby na kilka dodatkowych dni. W tym czasie niespiesznie udajmy się w drogę powrotną do Stambułu, zahaczając po drodze na przykład o niesamowicie urokliwą Kapadocję, albo spędźmy jeden, dwa dni w samym mieście.

 

 

 5137 metrów zaliczone! Fot. Tomasz Kobielski


NIEZBĘDNY SPRZĘT I PRZYGOTOWANIA


Na trasie trekkingu, poza kopułą szczytową, nie potrzebujemy żadnego specjalistycznego sprzętu. Oczywiście wiele zależy od sezonu, zastanych warunków i pogody. Na górę wchodzi się w standardowych butach trekkingowych, jednak w kopule szczytowej używamy raków – najlepiej zabrać paskowe lub koszykowe, które będą pasowały do każdych butów. Oprócz tego można zaopatrzyć się w kije trekkingowe, niepozbawione sensu jest też posiadanie lekkiego turystycznego czekana oraz kasku na wypadek upadków. Sprzęt ten dziś jest już tak lekki i poręczny, że nie warto na nim oszczędzać kosztem własnego zdrowia. Jeśli prognoza zwiastuje trudniejsze warunki i może zaistnieć potrzeba związania się u góry liną, musimy mieć w pogotowiu uprząż i zakręcane karabinki.

 

Wymagany jest typowo trekkingowy strój, choć wieczory i noc ataku szczytowego bywają bardzo rześkie. Polecam więc zabranie dodatkowego polara, kurtki typu primaloft lub cienkiej kurtki/sweterka puchowego. Warto przygotować się na wszystko: w ciągu dnia jest bardzo ciepło, ale zdarzają się też deszcze i burze.

 

W ekwipunku podstawowym nie może zabraknąć średnio ciepłego śpiwora. Temperatura w nocy, szczególnie w górnym obozie, utrzymuje się na poziomie kilku stopni, a czasem spada poniżej zera. Osobiście używam śpiworów z około 600 gramami puchu.


Po więcej informacji o potrzebnym sprzęcie zapraszam na naszą stronę internetową: adventure24.pl.

 

ZWIEDZANIE


W okolicach Doğubayazıtu mamy przynajmniej trzy punkty warte odwiedzenia. Pierwszym jest małe muzeum Arki Noego i możliwość zaobserwowania na jednym z okolicznych wzgórz czegoś na kształt dużej łodzi. Kto wie, może to właśnie to miejsce? Tego samego dnia zdążymy zwiedzić okazały pałac Ishaka Paszy i przekonać się, jak wyglądało życie możnych władców w tym rejonie.

 

Zdecydowanie warto również wynająć samochód i podjechać pod irańską granicę, aby zobaczyć krater po uderzeniu meteorytu Çukuru, drugi co do wielkości na świecie. Ma 60 metrów głębokości i około 30 metrów szerokości. W bezpiecznej odległości otaczają go oczywiście barierki, zapobiegające potencjalnym wypadkom ;).

 

 Haga Sophia; fot. Tomasz Kobielski

 

Nie sposób być w Turcji i nie zobaczyć podstawowych zabytków Stambułu. Najważniejszymi z nich są oczywiście Hagia Sophia oraz leżący nieopodal Błękitny Meczet. Choć miejsc wartych odwiedzenia jest zdecydowanie więcej, nawet samo poczucie klimatu tego miasta jest warte zachodu.  

 

INFORMACJE DODATKOWE


Język – oficjalnym językiem jest turecki. W turystyce, w większych miastach i restauracjach powszechnie mówi się po angielsku. 

 

Waluta – lira turecka (TRY). Zdecydowanie bardziej opłaca się wymienić na nią dolary lub euro (1 USD = około 7 TRY).

Formalności – pieczątka w paszporcie na lotnisku jest bezpłatna. Ze względu na fakt, że Ararat leży w strefie militarnej i przygranicznej, konieczne jest wyrobienie pozwolenia na zdobywanie szczytu. Zachęcam do skorzystania z pośrednictwa miejscowych firm.

 

Komórki – na większości terytorium Turcji jest dobry zasięg. W czasie trekkingu do wysokości pierwszego, a nawet drugiego obozu można złapać sygnał GSM wraz z Internetem. Nie jest on jednak stały.

 

Elektryczność – 230 V, 50 Hz, gniazdka typu C i F, czyli w zasadzie takie jak w Polsce – nie potrzebujemy przejściówek. W górach brak elektryczności, należy więc wziąć powerbanki lub baterie solarne.

 

Tekst i zdjęcia: Tomasz Kobielski  / lider agencji Adventure 24

 

Artykuł opublikowany był w Magazynie GÓRY 275 (4/2020)

 

***

W kolejnym odcinku Vademecum Zdobywcy przedstawiamy pomysł dla wszystkich, którzy rozglądają się za swoim pierwszym pięciotysięcznikiem – Ararat stanowi doskonały cel… Jeśli oczywiście dotarcie w jego rejon umożliwia zmienna i skomplikowana sytuacja polityczna. Z kolei obostrzenia związane z pandemią w tej części świata wydają się w miarę sprzyjać podróżom, należy jednak brać pod uwagę dynamikę rozwoju zdarzeń.

 

Po bardziej szczegółowe i aktualne informacje zapraszamy na spotkanie live z autorem tekstu, Tomkiem Kobielskim. Śledźcie nasz profil na Facebooku, gdzie niebawem podamy dokładny termin wydarzenia.

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com