baner
 
 
 
 
baner
 
2012-08-07
 

David Lama - Wspinacz XXI Wieku

Nie ma aktualnie wśród wspinaczy młodego pokolenia kogoś równie wszechstronnego jak bohater zamieszczonego poniżej wywiadu, David Lama.  Spójrzmy tylko na ostatnie kilka miesięcy jego górskiej  działalności – udana wyprawa do Indii, która zaowocowała nową drogą na dziewiczej, północnej ścianie Cerro Kishtwar. 
Po powrocie pierwsze powtórzenia trzech trudnych dróg wielowyciągowych: Donnervogel 8b, Stoanmandl 8b oraz Feuertaufe 8b i wytyczenie nowej wielowyciągowej drogi o trudnościach 8b+ w Ticino. Jeśli do tego dodamy, że David ciągle wspina się sportowo na poziomie, który daje spore szanse na dostanie się do finałów podczas zawodów Pucharu Świata na trudność, a przy tym w bardzo słabych warunkach na początku czerwca tego roku przeszedł w jedenaście godzin północną ścianę Grandes Jorasses, naprawdę musimy stwierdzić, że mamy  do czynienia ze wspinaczem o niezwykłej klasie. 
 


David Lama. Fot. Red Bull content pool

Oczywiście, są pewne za strzeżenia do poczynań młodego Austriaka, który jest z pewnością jednym z najbardziej medialnych wspinaczy świata. Chodzi mianowicie o dobicie spitów przez jego ekipę filmową podczas prób uklasycznienia Drogi przez Kompresor na Cerro Torre – zdanie głównego bohatera na temat zamieszania, jakie po ujawnieniu tego faktu przetoczyło się przez środowisko, również znajdziecie w naszym wywiadzie.

Oprócz tego David odpowiada na pytania dotyczące jego ostatniej wyprawy do Indii, podejścia do zawodów wspinaczkowych i planów – zarówno tych bliższych, jak i tych bardziej odległych. Zapraszamy do lektury!
 
Naszą rozmowę muszę chyba zacząć od tego, że jeszcze kilka lat temu kojarzyłem  cię wyłącznie jako wspinacza sportowego, regularnie startującego we wszystkich możliwych zawodach. Dziś jesteś dla mnie jednym z najwszechstronniejszych zawodników na świecie, który gros swojego czasu poświęca na wspinanie alpejskie i wielkościanowe. Jak to się stało, że zainteresowałeś się górami? Czy nie obawiasz  się, że obniży to twój poziom sportowy? 
 
Dopiero w tym roku po raz pierwszy nie biorę udziału w zawodach. W ciągu ostatnich kilku lat różnorakie imprezy zdominowały moje życie, ale wspinam się od ponad piętnastu lat i tak naprawdę swoją przygodę z tym sportem zaczynałem w skałach,  które zawsze pozostały moją prawdziwą i największą pasją. 
 
Wspinaniem alpejskim zainteresowałem się jakieś sześć lat temu – chyba  w 2006 roku pojechałem w Yosemite i tam wręcz zakochałem się w tym rodzaju działalności. Od tego momentu na zawodach osiągałem coraz gorsze wyniki, ale moja fascynacja prawdziwymi górami rosła z roku na rok. 

Czy możesz powiedzieć parę słów o twoim, bodaj pierwszym takim projekcie,  czyli wielowyciągowej, trudnej, bo wycenionej na 8b drodze na Brento Centro?  Pierwszy raz próbowałeś tej linii w 2008 roku. Jak ci się pracowało na tak wymagającej drodze znajdującej się na wielkiej ścianie? Było to przecież dla ciebie coś zupełnie nowego. 
 
Pomysł wspinania na Monte Brento narodził się przed 2008 rokiem. Kiedy byłem młodszy, dużo wspinałem się w Arco. Za każdym razem, kiedy tam jechałem, widziałem tę imponującą ścianę i zastanawiałem się, dlaczego nie ma na niej jeszcze poważnej, klasycznej drogi. Jesienią 2008 roku razem z Jorgiem Verhoevenem [światowej klasy zawodnikiem startującym w edycjach Pucharu Świata – przyp. red.] podjęliśmy naszą pierwszą próbę – wspięliśmy się linią po lewej stronie ściany, a potem przetrawersowaliśmy do środka. Z powodu złej pogody nie mieliśmy szans na osiągnięcie wierzchołka, więc zjechaliśmy.

Pół roku później spędziliśmy trzy dni w ścianie, szukając linii, którą można by pokonać klasycznie. Znaleźliśmy ją w końcu i w ciągu jednego roku spędziliśmy na niej łącznie pięć dni, patentując wszystkie ruchy. Potem podjęliśmy próbę zrobienia wszystkiego klasycznie. Wcale nie nie byliśmy pewni, czy damy radę, bo ostatnie osiem wyciągów na Monte Brento – których łącznie jest dwadzieścia osiem – jest najtrudniejsze. Jednak udało nam się i poprowadziliśmy całość w jeden dzień, dokładnie w trzynaście godzin.
 
Po wytyczeniu nowej linii na Monte Brento zrobiłeś wiele powtórzeń wielowyciągowych dróg uważanych za najtrudniejsze tego rodzaju linie na świecie – Pan Aroma, Bellavista, Voie Petit to tylko te najbardziej znane. Która z nich była dla ciebie najbardziej wymagająca? I nie chodzi mi tylko o trudności związane ze wspinaniem klasycznym.
 
Bellavistę i Voie Petit zrobiłem już jakiś czas temu, a ponieważ od tego roku nie startuję w zawodach, a co za tym idzie – znacznej części mojego czasu nie pochłaniają specjalistyczne treningi i same imprezy, to udało mi się dużo więcej zdziałać na dużych ścianach.
 


David Lama podczas przejścia Bellavista 8c, Cima Ovest di Lavaredo, 2010. Fot. Rainer Eder / Red Bull content pool

Najtrudniejsza była dla mnie Paciencia na północnej ścianie Eigeru, ponieważ jest długa, wiele wyciągów ma cyfrę wyższą niż 7b i są one bardzo wymagające. Poza tym trzeba czekać na dobre warunki. 
 
Na twojej stronie znalazłem informację, że zacząłeś również kolekcjonować trudne, mikstowo-lodowe alpejskie klasyki, jak choćby Colton–MacIntyre na północnej ścianie Grandes Jorasses, którą w kiepskich warunkach pokonałeś w czasie zaledwie jedenastu godzin. Lubisz taki rodzaj wspinania? Zamierzasz jeździć w rejony takie jak Nepal lub Alaska? 
 
Bardzo mi się to spodobało. Trzeba łączyć wiele rodzajów wspinania. Musisz być dobry w skale, lodzie i śniegu. I musisz wiedzieć, na co cię stać, ponieważ w większości przypadków po prostu nie wolno ci polecieć – to bardzo emocjonujące! 
 
Kiedy wspinałem się na Colton–MacIntyre, warunki były bardzo złe. Prawie nie było lodu, a śnieg pokrywał odcinki skalne. Poza tym pogoda nie była dobra i wielu ludzi uważało, że zwariowaliśmy. Chcieli nas powstrzymać, ale ponieważ nie mieliśmy za dużo czasu, po prostu zaczęliśmy się wspinać... 
 
Mniej więcej dwa lata temu zamieściliśmy w GÓRACH, moim zdaniem świetny, materiał Roberta Steinera o waszym tripie do Kirgistanu. Jak podobało ci się to miejsce, sama wyprawa i wspinaczki, które tam odbyliście? Poleciłbyś ten rejon naszym czytelnikom?
 
Ten kraj jest cudowny. Krajobrazy są niesamowite, a ściany wielkie i naprawdę wymagające. Co ważne, jest bardzo dużo możliwości wytyczania nowych dróg, a także uklasycznienia już istniejących. Wyjazd tam naprawdę się opłaca.
 
Jak wcześniej wspomniałeś, kilka lat temu odwiedziłeś mekkę wspinania wielkościanowego, jaką jest Dolina Yosemite. Z tego, co pamiętam, bardzo wysokie temperatury uniemożliwiły ci zrealizowanie zamierzonych celów. Chciałbyś wrócić w to miejsce i dokończyć rozpoczęte plany?

Dolina to rzeczywiste niezwykłe i świetnie nadające się do wspinania miejsce. Są tam duże ściany i piękne linie. Któregoś dnia na pewno tam wrócę.
 
Dolina Yosemite i sam El Capitan to głównie rysy. Europejczycy, nawet ci bardzo dobrze wspinający się sportowo, z reguły mają na początku swojego pobytu w tym miejscu problemy z przestawieniem się i prowadzą drogi na dużo niższym poziomie niż zwykle – jakie były twoje doświadczenia w tej materii?

Rysy, „flejki” i zacięcia często są najbardziej naturalnymi i logicznymi formacjami do             poprowadzenia linii na ścianie, więc trzeba to zaakceptować i nauczyć się w takich for        macjach działać! I chociaż nie jestem w tym idealny, to bardzo lubię się w nich wspinać.
 
Zostańmy na chwilę przy tradycyjnej, własnej asekuracji. Wraz ze swymi przyjaciółmi z Teamu Mammuta spędziłeś kilka dni w słynnych brytyjskich Gritach. Co możesz powiedzieć o tym wyjeździe i o specyfice tamtejszego wspinania na własnej?
 
Tak naprawdę pierwszy raz udałem się w Grity jeszcze w 2007 roku. Pojechałem tam z Jorgem Verhoevenem i pierwszego dnia złamałem ząb – nie podczas wspinania, tylko w wypadku samochodowym. Następnego dnia Jorg przywalił o ziemię podczas próby OS na E7 6a. Mimo to uważam, że był to super wyjazd. Kiedy wróciłem tam w zeszłym roku, byłem już dużo bardziej doświadczonym kierowcą i ostrożniejwspinałem się podczas prób OS.
 
Ostania zima była już drugą, podczas której spędziłeś kilka tygodni w Patagonii, realizując bardzo ambitny projekt, jakim jest uklasycznienie słynnej linii Maestriego (Droga przez Kompresor) na Cerro Torre. Niestety, fatalna pogoda – wydaje się to być czymś normalnym dla tego rejonu – po raz kolejny pokrzyżowała twoje plany – będziesz chciał tam wrócić i podjąć próbę realizacji tego planu po raz trzeci?
 
Wrócę tam w styczniu i spróbuję jeszcze raz. Wierzę, że uklasycznienie jest możliwe, jeśli tylko będą dobre warunki i trafi się w wystarczająco długie okno pogodowe.

Po twojej wcześniejszej wyprawie w ten rejon w mediach pojawiła się informacja, że towarzysząca ci ekipa filmowa osadziła na drodze wiele nowych spitów. Mógłbyś przybliżyć tę sprawę naszym czytelnikom i przedstawić swoje zdanie na ten temat? 
 
Na pomysł klasycznego przejścia Cerro Torre wpadłem kilka lat temu i wraz z moim sponsorem, firmą Red Bull, stwierdziliśmy, że spróbujemy nakręcić profesjonalny film dokumentalny o tym projekcie. Zdecydowaliśmy, że najlepiej będzie wynająć zespół zawodowych przewodników górskich, którzy zadbają o bezpieczeństwo naszej ekipy filmowej. To oni stwierdzili, że musimy osadzić spity i założyć stałe oporęczowanie, by zapewnić dobrą asekurację filmowcom. Dopiero po fakcie zrozumiałem, że powinienem powiedzieć „stop” w tym momencie i przyznaję, że popełniłem błąd, pozwalając im na osadzenie przelotów. Na szczęście w lutym wszystkie spity zostały usunięte [podczas akcji kierowanej przez jednego z największych ekspertów od tego rejonu, Rolando Garibottiego – przyp. red.], a my dostaliśmy nauczkę. Nasza ekipa filmowa nie dołoży już żadnych stałych punktów na Cerro Torre.

Dalszą część wywiadu przeczytacie w GÓRACH nr. 214 (marzec, 2012)
KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com