baner
 
 
 
 
baner
 
2014-10-31
 

Młode strzelby - Szymon Łodziński

MŁODE STRZELBY Z WARSZAWY.

Jak z poziomu VI.5 przeskoczyć na 8c? Nie gwarantujemy, że poniżej znajdzie się recepta dla każdego, ale na pewno warto przeczytać o tym jak pasja, zaangażowanie i praca mogą przełożyć się na prawdziwe wyniki.

Trzy dobrze zapowiadające się, młode osoby – Nina Gmiter, Maciek Bukowski i Szymon Łodziński – tłumaczą się z sukcesów i obiecują więcej. Opowiadają o progresie, treningu, życiu pozawspinaczkowym i relacjach wspinacz-sponsor-media. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Szymonem Łodzińskim.


Pozostałe rozmowy cyklu "Młode strzelby z Warszawy":

Nina Gmiter 

Maciek Bukowski

Co dla ciebie znaczy rozwój wspinaczkowy?

Rozwój wspinaczkowy można według mnie podzielić na sportowy, techniczny oraz ogólny. Sportowy aspekt to ta część wymierna, wzrost poziomu pokonywanych dróg na naszym topie czy to OS czy RP oraz szybkość ich pokonywania na poziomie poniżej maksa np. trudne dla nas RP w jeden dzień.
Jeśli chodzi o rozwój techniczny, mam na myśli świadomość ruchu, gładkość techniki, koncentrację podczas wspinania, dokładność oraz szeroko pojętą ergonomię, która jest różna dla każdego z nas. A co za tym idzie, sukcesy w różnych odmianach wspinania – bulderach, wspinaniu z liną czy też w górach (nie praktykuję, ale doceniam), jak też pokonywanie trudnych dróg w „nie naszych” formacjach, ja np. mam tylko parę dróg zrobionych na Jurze, które uznaję za trudne, a wiem że dobrze byłoby kiedyś pojechać i poprawić moje osiągi w tym rejonie.
Na koniec najmniej widoczny rozwój – ogólny. Zawsze kiedy się wspinam, zwracam uwagę na to, jak się czuję, czy dobrze trzymam chwyty, czy mam wrażenie, że gdybym chciał, mógłbym je „pourywać”, czy biceps aż świerzbi żeby zgiąć rękę ;-) itp.



Na drodze Philipe Cuisinere 8b/b+; fot. M. Kwiatkowski



Jak zmieniało się twoje podejście do treningu?

Na początku nie było to podejście moje tylko moich trenerów:) Odkąd zacząłem się wspinać (w 2000 r.) do 2007 r. wspinałem się pod opieką Gosi Kusztelak w sekcji Agama. Wtedy bałem się wspinać z liną, więc robiłem głównie buldery:) Potem podjąłem współpracę z Kubą Ziółkowskim, z którym zacząłem poważne treningi (wcześniej byłem na to zbyt młody), uwzględniające ćwiczenia ogólnorozwojowe, siłowe itp.
W 2010 zacząłem trenować sam, pierwszy raz myślałem o tym, co powinienem robić, jakie mam słabe strony, jakie mocne. Z racji mojej ówczesnej niepowalającej wiedzy na temat treningu ;) robiłem to, co było łatwe, czyli siłę, przyniosło to duże efekty, jednak wytrzymałościowo mocno ucierpiałem.
W 2012 po wspólnym owocnym wyjeździe do Rodellaru moim trenerem została Ola Taistra, która zajmuje się mną do teraz i to pod każdym sportowym aspektem. Sądzę, że przejąłem od niej podejście, czyli (w moim przypadku w miarę, w jej przypadku w stopniu ogromnym) profesjonalne, rzeczowe podejście zarówno do samego wspinania, treningu, diety, suplementacji itp. oraz dystans do tych rzeczy. 

Do treningu przyda się parę komponentów, takich jak duże i małe przewieszenie z dużą ilością chwytów, możliwość korygowania ustawień chwytów, drążek, baharka, chwytotablica, dla niektórych campus, trx, opcjonalnie kółka gimnastyczne, trochę ciężarów i ogółem da się zrobić z tym naprawdę wiele. Powody które wymieniłem były dla mnie wielką zachętą na współpracę z popularną Warszawianka, bo tam się po prostu da ładować;)

 


Jak godzisz wspinanie z tzw. normalnym życiem?

Ha, dobre pytanie;) od zawsze robię to bezwiednie, ale nie zastanawiałem się nigdy, jak mi to idzie. 

Każdy ma swoje wybory i jak jest za ciężko, to trzeba zrezygnować albo się z tym pogodzić ;) dla wszystkich trening wiąże się z dużą ilością wyrzeczeń, jest czasochłonny i zabiera wiele energii na inne rzeczy, ale chyba każdy kto widzi efekty na wyjeździe po dobrze przepracowanej zimie godzi się z tym, że jednak 5 godzin snu wystarczy jak się odpowiednio spędza czas w ciągu dnia;)

Staram się równoważyć wszystkie aspekty, oprócz tych paru treningów w tygodniu (4-5), studiuję na studiach dziennych na Politechnice Warszawskiej, pracuję na ścianie wspinaczkowej (Arena WGórę) oraz prowadzę normalne życie prywatne. Czasem faktycznie bywa tak, że przez 2-3 miesiące nie udaje mi się nigdzie wyjść wieczorem, ale nie mam na co narzekać, cieszę się, że mogę trenować, co bardzo lubię, że mam gdzie pracować w fajnej atmosferze oraz że jestem na dobrych (choć wydaje mi się, że dość wymagających) studiach.
Odpowiadając na to pytanie krótko, godzę w sposób zadowalający mnie;)



Wspinanie w Gorges du Tarn; fot. M. Mikołajczyk



Najważniejsza droga wspinaczkowa - uzasadnij.

Sporo dróg zapadło mi w pamięć, ale chyba najbardziej, z powodu trudności, estetyki i mojego czasu na jej zrobienie poświęconego, zapadła mi w pamięć Pata Negra.
Jest to droga oferująca ok. 80 przechwytów prawie w większości w dachu. Pamiętam ją głównie dlatego, że był to dla mnie ogromny przeskok w cyferce, ale również dlatego, że musiałem dograć wszystkie patenty, stopnie i w sumie zmienić podejście do wspinania z bardzo luźnego na duże skupienie podczas wstawek, co finalnie wyszło mi na dobre ;).

Z rzeczy, które do dziś wspominam, to jak któregoś razu podczas próby treningowej na Pacie (z blokami, do końca, łącząc w możliwie długie ciągi ruchów), z powodu charakteru tej drogi - jest ultrawytrzymałościowa, miałem takie ciśnienie krwi w przedramionach, że kiedy w pewnym momencie zadrasnąłem się w palec, krew leciała takim strumieniem, że powiększyła ranę i miałem istny krwotok spod paznokcia. Nie mogłem się przez jakiś czas wspniać, a palec musiałem owinąć koszulką, żeby nie leciało na wszystkich na dole. Bluzka była cała we krwi. Cała ta sytuacja miała miejsce w połowie drogi i uważam to za kwintesencję wspinania wytrzymałościowego -bo jakiś czas później udało mi się tę drogę zrobić. To jest dla mnie mocne wspomnienie wspinaczkowe;).

 

 

Jakie masz refleksje na temat relacji wspinacz - sponsor - media?

Ja mam naprawdę dobre relacje. Czuję, że moi sponsorzy (DMM, Edelweiss, Red Chili, Camper, UKA Warszawa, Arena WGórę), mnie wspierają, a wręcz dopieszczają w każdym możliwym momencie ;). Z Camperem mam relację lepiej niż dobrą, działamy razem, sądzę, że z sukcesami z obu stron. Arena wspinaczkowa WGórę (popularna Warszawianka, warszawska ściana) oraz mój klub UKA oprócz tego, że wspierają mnie finansowo, to jeszcze motywacyjnie.  Środowisko obu tych miejsc jest takie, że chce się z nimi spędzać czas i współpracować  Red Chili, Edelweiss oraz DMM bardzo mocno pomagają mi sprzętowo, gdyby nie oni, dużo ciężej byłoby mi wyjechać na długie wakacje. Mam świetne ekspresy, cięższe do wspinania RP, doskonałe, wygodne do złapania (każdy to kiedyś robi ;)) mięciutko chodzące, lżejsze do OS, tak lekkie, że kiedy chodzę na 50-metrowe drogi, nie muszę się obawiać, czy mi ciężko, bo 60 gramów to nie różnica, więc biorę tyle, żeby starczyło ;) Liny to odwieczny problem, ale Edelweiss rozwiązuje go świetnie, robiąc dobre liny o odpowiedniej grubości, a w butach Red Chili robiłem VI.6 na Jurze,oraz 8c w dachu, więc nadają się do wielu formacji i rodzajów stopni.

Dodatkowo zaangażowanie tych wszystkich ludzi jest naprawdę przyjemne. Na przykład byłem na dwóch wyjazdach z DMM-a, jednym do ich siedziby w Walii, gdzie oprócz zwiedzania fabryki i ich dowództwa (oni serio wyznają zasadę: „climb now, work later” ;)), pojechaliśmy się wspinać z lokersami na trady, obite drogi oraz potem na bulderki. Drugi wyjazd miał miejsce w tym roku na Bornholm, na meeting wspinaczkowy, na który mógł przyjechać każdy (!), a my dowiedzieliśmy się czegoś więcej o tradach. Oba te wyjazdy były tak przyjemne, że gdzie by mnie nie mieli zaprosić, na pewno przyjadę, żeby spotkać się z ich ekipą!

Najgorsze chyba w tym wszystkim jednak jest podejście innych wspinaczkowy w tym bardzo mocnych, do tego tematu. Niejednokrotnie słyszałem że się sprzedaje za linę, buty czy kasę. Z jednej strony ci ludzie mówią "kiedy zrobisz 9a?" czy "czemu Polacy mają taki a nie inny poziom?", jak muszą prowadzić normalne życie i do tego trenować parę razy w tygodniu i dostosować do tego np dietę itp zazwyczaj wydają na to dużo kasy a potem żeby spić śmietankę jadą na wyjazd ale okazuje się ze muszą spać w krzakach, codziennie rano zwijać namiot, nie mają magnezji, butów jedna para i to dziurawa, i jedna gruba tania lina bo na dłużej starczy. Chciałbym żeby to tak nie wygadało, i cieszę się z mojej współpracy z DMM, Edelweiessem red chili z areną w górę oraz z UKA, bo bez tego nie pojechałbym na dobry wyjazd, nie spałbym na kempingu,  nie miałbym paru par butów i paru lin. Wygląda to też tak że po pierwsze jeszcze firmy nie dają dużej ilości sprzętu czy pieniędzy oraz nie produkują np butów i lin, więc jak ktoś chce mieć to wszystko to musi mieć długi wykaz po nazwisku.

wiele osób nie widzi możliwości posiadania sponsora i sądzą że są za słabi. Jakby pieniądze weszły do wspinania faktycznie by tak było. 10 latkowie na 8B by zupełnie nie dziwili, a już tym bardziej ich twarze na reklamach dużych firm. Ale póki co tak nie jest i wspinanie trzeba promować, nie tylko plecami na fotkach z ciemnych nor, ale też twarzami na zdjęciach z hoteli czy przynajmniej kempingow ;) póki brak tych pieniędzy i każdy robi robotę sam dla siebie, czyli nie ma menadżera to też wygląda biednie, bo do kogo napisać, co napisać, jaką fotkę wysłać, komu, a może na Facebooka wrzucić, co robić.. na moje szczęście mi pomaga firma camper, i mimo ze nie można nazwać ich menadżerem moim to uczą mnie, mówią co robić,  czego nie, oraz to oni prowadzą rozmowy z ww firmami. W skrócie, do trenowania wspinania trzeba mieć twardą dupę, dużo zaparcia i szczęścia;)



Geminis 8b+; fot. M. Kwiatkowski



Plany...

Tu zawsze ciężko się wypowiadać klarownie, szczególnie będąc młodym i nie mając na głowie żony i dzieci, plan ogólny to dużo się wspinać i trenować, startować w zawodach z liną, może jakiś Puchar Europy po drodze? może jakieś zawody bulderowe w Polsce? Kto wie ;) Chciałbym też uzupełnić zaległości na polskiej Jurze, bo np. w tym roku, niestety, nie byłem tam ani razu wspinaczkowo, więc dobrze by było w przyszłym sezonie parę razy pojechać. A co do wyjazdów dłuższych… może uda mi się pojechać gdzieś na jesieni, potem może na święta, potem może ferie… chciałbym odwiedzić jakiś rejon w każdym możliwym momencie, ale nie zawsze jest jak wyjechać. W dużym skrócie, chciałbym wypełniać w 100% moje motto (Maćka Bukowskiego jak sądzę też) SIEMPRE A MUERTE! ;)) w sumie nie mam pojęcia czy to jest poprawnie, ale oddaje dobrze moje podejście do wspinania.



Rozmawiał: Andrzej Mirek

 

 

Pozostałe rozmowy cyklu "Młode strzelby z Warszawy":

 

Nina Gmiter 

 

Maciek Bukowski











KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com