baner
 
 
 
 
baner
 
2012-07-28
 

Podróż. Czas utracony i czas odzyskany

Czas samego dojazdu do rejonu, w którym zamierzamy się wspinać, generalnie jest uważany za zmarnowany. Gdy teleportacja stanie się powszechnym, tanim sposobem przemieszczania, wszyscy wspinacze zaczną z niej korzystać. Zyskamy wprawdzie trochę czasu, ale coś stracimy – o tym, że tak właśnie będzie, przeczytacie poniżej.
Czas utracony (choć nie do końca) Współczesna definicja czasu wolnego bezlitośnie eliminuje wiele zajęć, które do tej pory wykonywaliśmy w przekonaniu, że jesteśmy wolni, ale za to jest zaskakująco łaskawa dla czasu, w którym znajdujemy się w podróży. Dla mnie jako pasażera podróż to czas naprawdę wolny. Pokonując kilometry – nie bez wyrzutów sumienia – można, a  nawet jest się zmuszonym nic nie robić. Największy pracoholik odliczający bezcenne minuty zmarnowane dla sprawy, korporacji bądź rodziny musi siedzieć grzecznie. Można przez pępowinę telefonu załatwić parę rzeczy, ale tolerancja pasażerów ma swoje granice, nawet wobec właściciela samochodu. 
 


Fot. Andrzej Mirek
 
Tradycyjnie już, czyli bez użycia nowoczesnych mediów, rozmowy prowadzone w czasie podróży mają zupełnie odmienne tempo niż te z przypadkowych spotkań na ściance, piwie czy w  środkach komunikacji miejskiej. Czasu jest bardzo dużo, największa więc mękoła ma szansę na epicką opowieść (ze wstępem, rozwinięciem, kilkoma kulminacjami i zakończeniem), która tu i tylko tu zostanie wysłuchana. Możliwość wyjścia po przypomnieniu sobie o niewyłączonym żelazku czy też „po angielsku” odpada, a jedynym przerywnikiem będzie zatrzymanie się na siusiu. 
 
Prawdopodobnie nie tylko w  czasie dłużącej się podróży docenimy takie zdolności, następną szansą może być niezaplanowany biwak w  ścianie, gdzie umiejętność snucia takich, chroniących przed zaśnięciem opowieści, niewątpliwie okaże się cenna. Kolejny obowiązkowy element podróży, której celem jest wspinanie, to obgadywanie wspólnych znajomych. Jestem daleki od roli moralizatora i nie będę tu robił obgadywaczom wyrzutów: w  końcu to wina nieobecnych, że nie mogą wysłuchać tego, co o  nich myślimy. Kiedy już nieobecni
Przedstartowe rytuały znajomi zostaną obgadani, a  wszystkie plotki staną się wspólną własnością, można oddać się przemyśleniom życiowych wyborów, ich właściwości i  niewłaściwości.
 
Takim właśnie przemyśleniom oddawałem się w czasie pierwszego wyjazdu do Sperlongi, kiedy to trasa została pokonana w  trudnym do pobicia czasie 13 godzin. Około godziny trzeciej prowadzący samochód z prędkością stu osiemdziesięciu kilometrów na godzinę Stefan zapytał: Czemu nie śpisz? – Nigdy nie zasypiam na horrorach – przytomnie odpowiedziałem.
 


Zmęczenie drogą. Fot. Andrzej Mirek
 
Podróż jako taka (i w sobie)
 
Za początek podróży subiektywnie przyjmuję moment, w którym okazuje się, że trzeba do bagażnika zapakować rzeczy sprawiające wrażenie, iż nijak nie są w stanie zmieścić się w objętości oferowanej przez samochód (bez względu na jego pojemność). Mimo to zawsze się udaje. Zasiadamy, odpalamy silnik i podróż się zaczyna. 
 
Podróż to taki film drogi odbywający się w czasie rzeczywistym, w dodatku jest to film, na który mamy pewien wpływ, film z interaktywnymi elementami zaskoczenia, które nie przydarzają się w czasie tradycyjnego seansu. W samolocie z pakowaniem bagażu nie ma problemu, czasem stresującym momentem bywa umieszczenie go na wadze i  finezyjna gierka, w której obstawiamy jakie przekroczenie limitu zostanie zaakceptowane, a  za które przyjdzie dopłacić. Eksperymenty z tym, co można, a czego nie można zabrać do bagażu podręcznego, to zabawa dla prawdziwych ryzykantów. 
 
Znam co najmniej dwa przypadki, gdy lina musiała wylądować w koszu. Przykra przegrana. Lubię też grę w przechodzenie przez bramkę do wykrywania metalu... Mimo że jestem uwolniony od posiadanego żelastwa czasem dzwonię, a czasem nie.
 


Przedstartowe rytuały. Fot. Andrzej Mirek
 
Już w samym samolocie czekam na moment, w  którym stewardessy, w  przedstartowej pantomimie demonstrują kierunki ucieczki oraz sposób nadmuchiwania kamizelki. Z  oburzeniem zauważyłem, że zamiast osobistej prezentacji częściowo zbywa się nas prezentacją na monitorach.
 
Uwielbian podróże promami, bo morza szum niesie ze sobą wartości terapeutyczne, kojąc zszarpane nerwy. Oczywiście jeśli nie trafi się na sztorm, jak to było w przypadku znajomych wracających z Kalymnos.

Całość artykułu znajdziecie w GÓRACH nr 9 (196) Wrzesień 2010.
  
Tekst i zdjęcia: Andrzej Mirek 
KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com