baner
 
 
 
 
baner
 
2012-11-14
 

PRÓG W.C.K. zimą

W latach 70. XX wieku nieudane próby przejścia głównego spiętrzenia progu podejmował Krzysztof Łoziński. Swoje przeżycia związane z tym miejscem opisał w książce „Ślady na śniegu”. Czasami też zahaczano o prawą część, podczas przejść drogi Sałyga – Popko, dokładając do niej kolejne warianty.
Na początku lat 80. Jarek Caban poprowadził swoją Poziomkową drogę widocznym z daleka zachodem. W chwili obecnej próg WCK przecina pięć linii. Każdą z nich przeszedłem z różnymi partnerami. Poniżej prezentuję moje spostrzeżenia.
 


Opracował Jarosław Woćko
 
Brągiew siwa – nietrudna droga poprowadzona grzędą ograniczającą z lewej strony próg W.C.K. (na marginesie – pytanie do autorów o dziwną nazwę. Nawet Google się poddał).
 
Loteryjka – pierwszą próbę poprowadzenia tej drogi podjąłem w Sylwestra 2004 roku z kolegą Marcinem z KW Poznań. Niestety, zakończyła się ona lotem prowadzącego pierwszy wyciąg Marcina oraz interwencją TOPR-u. Kolejną, tym razem udaną próbę podjęliśmy wspólnie z Andrzejem Sokołowskim dwa lata później. Droga przecina główne spiętrzenie progu biegnącą skośnie w prawo załupą.
 
Black Jack – Pomysł na tę linię wpadł mi do głowy podczas asekurowania Sokoła [Andrzeja Sokołowskiego – przyp. red.], gdy ten pokonywał trudności Loteryjki. Na realizację musiał jednak poczekać cztery lata. Zaraz po nowym roku wspólnie z Memkiem [Przemkiem Cholewą – przyp. red.], wspinając się od dołu, w dwa dni poprowadziliśmy tę typowo sportową linię, wyposażając ją w stanowiska z maillonami i pozostawiając parę kierunkowych przelotów. Do powtórzeń powinien wystarczyć komplet kości i mechaników.
 
Rosyjska ruletka – Droga, która zimą 1996 roku wywołała oburzenie środowiska „morskoocznego”. Poprowadziliśmy ją wspólnie z Egonem [Piotrem Drzewieckim – przyp. red.]. Dzień przed prowadzeniem linii osadziliśmy ze  zjazdu trzy spity M8. Jeden stanowiskowy nad soplem przy wyjściu do kociołka, drugi na skalnym filarku obok wiszącej sekcji lodu i trzeci na stanowisku pod soplem. Następnego dnia poprowadziliśmy drogę od dołu, dobijając jeszcze jednego spita na drugim stanowisku. Poza piętnastometrowym odcinkiem A2+ drogę przeszliśmy klasycznie, pokonując jeszcze nad kociołkiem dwa lodospady o nachyleniu około 60o. Z zamiarem poprawienia stylu na tej drodze nosiłem się już od paru lat.
 
Postęp w pokonywaniu trudności oraz rewolucja sprzętowa sprawiły, że można się było pokusić o uklasycznienie drugiego wyciągu. Po czternastu latach pojawiłem się tam z Memkiem – specjalistą od trudnego lodu. Oczyszczenie z kruszyzny i przygotowanie drugiego wyciągu pod prowadzenie klasyczne zajmuje nam dwa dni. Przejściu całości utrudnia parodniowa odwilż. Po trzech dniach ponownie jesteśmy na półce pod wiszącym filarkiem. Na płycie dobijamy jeszcze jednego spita poprawiającego asekurację w kruchym terenie.
 


Start w Loteryjkę. Fot. Andrzej Sokołowski
 
Ściągamy linę i próbujemy klasycznie. Prowadzi Memek. Pokonuje lekko przewieszony filarek, wchodzi w płytę i zatrzymuje się dopiero przed przewinięciem do zacię-cia. Gdzieś wysoko sięga wpinki. Teraz pozostaje mu kilka najtrudniejsze ruchów, które wykonuje perfekcyjnie. Już jest w zacięciu. Po chwili słyszę „Mam auto!” – uff... udało się. Całość przeszedł klasycznie w pierwszej próbie. Nie bez problemów pokonuję za nim ten odcinek. Wyceniamy go w całości na M8-. Teraz pozostaje nam tylko nagroda, czyli wyjście do kotła wiszącym soplem. Już sam trawers do sopla dostarcza wielu emocji. 
 
Niezbyt mocno rozbudowany tego roku lód zwiększa dystans do pokonania. Przy pierwszym przejściu, kilkanaście lat temu, od lodu dzieliły mnie zaledwie cztery metry czujnego trawersu. Teraz jest on trzy metry dalej, a sensownej asekuracji brak. Tylko dwie słabo wbite jedynki poprawiają lekko psychę. Zaczyna się Rosyjska ruletka. Dodatkowo okazuje się, że sopel ma pęknięcie poprzeczne w miejscu styku ze ścianą. Przed wejściem w lód Przemek zaczyna mieć wątpliwości. Stojąc w rozkroku, delikatnie opukuje sopel między nim a ścianą.
 
Następuje dłuższa chwila milczenia, zastanawiamy się – chyba wytrzyma?! Memek delikatnie zawiesza dziabki w lodowych dziurkach i zawisa w nich. Nie urwał się. Teraz parę precyzyjnych ruchów i już jest na zewnątrz lodowej kurtyny. Wstrzymuję oddech, w każdej chwili jestem gotowy na wyłapanie długiego lotu. Pierwszą śrubę osadza po ośmiu metrach. Śmieje się i mówi, że dawno się tak nie bał. Kolejne dwadzieścia metrów to wyśmienite wspinanie w pionowym, miękkim lodzie zakończone na stanowisku z abałakowa i starego spita.
Po trzydziestu minutach dochodzę do mojego partnera. Klarujemy sprzęt i zjeżdżamy ścianą, pozostawiając na stanowiskach maillony dla następców. Po uklasycznieniu, droga czeka na swoje przejście w całości jednego dnia oraz OS-a J.

Dalszą cześć artykułu, oraz bujdałki Jarka i Przemka znajdziecie w GÓR-ach nr 214 (marzec, 2012)

Tekst: Jarosław Woćko
KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com