baner
 
 
 
 
baner
 

W najnowszych GÓRACH (271): „Zimowe wejście na Chan Tengri”

Prognozy na atak nie były korzystne, cały czas miało mocno wiać. Z bazy widzieliśmy, co działo się na Pobiedzie, nad której szczytem zawijały się białe pióropusze. Wiedzieliśmy też, że na Chanie będzie podobnie. Postanowiliśmy jednak spróbować, zawalczyć o nasze marzenia.

Mariusz Hati Hatala podczas ataku szczytowego; fot. arch. Piotr Krzyżowski & Mariusz Hatala

 

(...) Na podejściu do C3 nadal mocno wieje. Mariusz okupuje to odmrożeniem palca wskazującego lewej dłoni, ja z Hatim docieramy bez większych strat. Powiększamy jamę, aby zmieściły się w niej trzy osoby. Gotujemy i zastanawiamy się, co dalej. Prognoza nie sprawdza się – wieje, noc nie należy do łatwych. Pomimo dobrze zaprojektowanego wejścia do jamy wiatr i tak zagarnia śnieg do środka. Budzimy się wcześnie rano i z Hatim decydujemy się na atak. Nie możemy tak po prostu odpuścić. Mariusz zostaje, nie chce pogorszyć stanu odmrożonego palca. Obiecuje, że zostanie w jamie do naszego powrotu. Wychodzimy późno, około 9, ponieważ czekamy, by pojawiło się słońce i nieco ucichł wiatr.

 

Pierwszą przeszkodą jest około 100-metrowy odcinek wyprowadzający na przełęcz. Zaczyna się ostro, wspinaniem w pionie, powyżej ściana trochę się kładzie. Hati wpina się w poręcz pierwszy. „Poręczówka” to za dużo powiedziane – mamy 6-milimetrowy sznurek o wytrzymałości 300 kilogramów, jak zapewnia Jacek, który załatwił to cudo. Niestety, lina jest jak z gumy i pod obciążeniem mocno się naciąga, idziemy więc czujnie, jakby jej nie było. Pokonanie śnieżno-lodowego fragmentu wyprowadzającego na przełęcz nie jest trudne, jednak na tej wysokość i przy tak niskiej temperaturze staramy się precyzyjnie wbijać czekany i raki.

 

Widok na grań Pik Czapajewa z zaznaczonym miejscem, gdzie znajdowała się jama śnieżna, wyżej autor w trakcie ataku szczytowego; fot. arch. Piotr Krzyżowski & Mariusz Hatala

 

(...) Powoli zdobywamy wysokość. Czasami tracimy się z oczu, ale uparcie brniemy w kierunku szczytu. Jeszcze w jamie śnieżnej ustaliliśmy, że nie będziemy się wiązać liną, bo to bardzo spowolni tempo, a obaj mamy wystarczające umiejętności, by przejść solo kluczowe odcinki. Niestety, nie zabraliśmy radiotelefonów, aby mieć łączność ze sobą. To był błąd. Hati ma komunikator inReach, ja telefon satelitarny, w który wyposażyła mnie firma i3p. Jesteśmy gdzieś w połowie drogi na szczyt, na wysokości około 6500 metrów, za nami cztery godziny wspinaczki. Po drodze minęliśmy platformę, gdzie w sezonie letnim stoi czasami obóz czwarty. Miejsce działa na wyobraźnię, ponieważ leży tu owinięte w brezent ciało naszego rodaka, który zginął w 2008 roku.

 

Wiatr jest coraz silniejszy, słońce powoli zachodzi. Na wysokości około 6700 metrów dochodzimy do czwórkowego kominka, jednego z trudniejszych miejsc w drodze na szczyt. Wisi kilka poręczówek, ale ich stan jest kiepski. Nie mamy jednak wyjścia, korzystamy z tego, co jest. Po pokonaniu kominka i wejścia w trawers Hati znika mi z oczu za załomem.

 

(...) Sprawnie pokonuję pola śnieżne, mam jednak trochę problemów ze znalezieniem właściwej drogi. Śladów już nie widać, zostały zawiane, ale kieruję się informacjami od Hatiego i, trochę klucząc w kopule, trafiam wreszcie na znacznik szczytowy, trójnóg, do którego przymocowany jest drewniany krzyż. Jest już po 20. Nagrywam krótki film, robię zdjęcia i zbieram się do powrotu.

 

Mariusz Hati Hatala na szczycie; fot. arch. Piotr Krzyżowski & Mariusz Hatala 

 

Szybko dochodzę do pierwszych lin. Pogoda jest kiepska, widoczność słaba, więc każdy zjazd zabezpieczam jak tylko się da: wybieram dodatkową poręczówkę i zakładam na niej asekurację. Czasami to jednak niemożliwe, bo wisi jedna lina i po kilkunastu metrach zjazdu okazuje się, że jest przetarta i została z niej część rdzenia. Próbuję wtedy podciągnąć ją i przewiązać, by ominąć słaby odcinek, ale zazwyczaj jest to niemożliwe, bo są już maksymalnie skrócone.

 

(...) Hati dociera do jamy śnieżnej około północy, ja kilka godzin po nim, przed 4.00. Zejście odbywało się już w bardzo trudnych warunkach – było ciemno, cholernie zimno, a wiatr wiał z taką siłą, że nie dało się oddychać. Chan dał nam mocną szkołę, nie było łatwo stanąć na wierzchołku, a droga zejściowa to walka o życie. To nasza najtrudniejsza wspinaczka w górach wysokich, nie ze względu na wycenę trudności, ale na warunki. (...)

 

Piotr Krzyżowski po zejściu ze szczytu do jamy śnieżnej; fot. arch. Piotr Krzyżowski & Mariusz Hatala

 

Więcej o zimowym wejściu na Chan Tengri, które zostało docenione przez środowisko wspinaczkowe w Polsce i uhonorowane nagrodą im. Jerzego Kukuczki, przeczytacie w najnowszym numerze GÓR (271).

 

 

Tekst: Piotr Krzyżowski

Zdjęcia: Piotr Krzyżowski, Mariusz Hatala, Mariusz Baskurzyński

 

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com