baner
 
 
 
 
baner
 
2018-03-05
 

W najnowszym numerze GÓR (260): superhistoria, superdroga… Superściek

Sezon zimowy w Tatrach rozpoczął się mocnym akordem – pierwszym klasycznym, zimowym przejściem Superścieku. O tym, że nie tylko trudności tej drogi są imponujące, ale również jej barwna historia, dowiecie się z dwugłosu współautorów: Andrzeja Marcisza i Krzyśka Rychlika. 

 Andrzej Marcisz na wyjściu z Portalu, marzec 2015 rok; fot. Piotr Kaleta

 

Andrzej Marcisz: Zbigniew Wach tak opisywał nowość w „Taterniku”: „Droga jest piękna, wiedzie naturalnymi formacjami w niezwykłej scenerii. Ponieważ trzyma się linii wodospadu, narażona jest na niebezpieczeństwa obiektywne, a trudności zależą w głównej mierze od warunków. […] Zimą jest to jedna z najwspanialszych wspinaczek w Tatrach, zmuszająca do pokonywania zalodzonych płyt i kominów. W górnej części dwa lodospady i pokryte lodem trawki”.

 

Autorzy pierwszego przejścia użyli około 70 haków (w tym dwóch jedynek i dwóch amerykańskich haków specjalnych), kołków oraz 8 nitów (z czego 5 na stanowiskach). W ścianie zostawili około 15 haków, kołki i nity. Z perspektywy czasu Superściek można z pewnością nazwać jednym z milowych kroków w rozwoju polskiego wspinania zimowego lat siedemdziesiątych.

 

Drogę nie od razu ochrzczono jej dzisiejszym mianem. Najpierw nazywano ją Direttissimą Wielkiego Ścieku, a nawet Prostowaniem Ścieku. Drugiego przejścia doczekała się w marcu 1975 roku, za sprawą Andreja Belicy i Jana Krcha, którzy w górnej części wytyczyli nowy wariant na lewo od oryginalnej linii.

 

Na kolejne powtórzenia trzeba było czekać aż do lutego 1980 roku, kiedy na drodze zapanowały wyjątkowe warunki. Umożliwiły one przejście po lodzie, który w tamtym sezonie zwisał w niespotykanych w tej części ściany ilościach, w postaci dwóch wielkich sopli, które traciły ciągłość w strefie przewieszonej. Unikalny „warun” w dniach 21–22 lutego wykorzystali Ela i Jan Fijałkowscy, którzy jako pierwsi pokonali drogę po lodzie w dobrym czasie dwóch dni (z poręczowaniem). […]

 

Krzysiek Rychlik i Tom Ballard na stanowisku; fot. A. Marcisz

 

Krzysztof Rychlik: Pomysł przejścia Superścieku pojawił się w mojej głowie pod koniec sezonu zimowego 2010/2011. Czas nieprzypadkowy, ponieważ dokładnie wtedy dotarło do mnie, jak ogromne możliwości daje drytooling i nowoczesne wspinanie mikstowe. Oczywiście nie byłoby tego, gdyby nie wielokrotne wyjazdy do Austrii, Włoch i przede wszystkim Szwajcarii, gdzie dróg mikstowych, pokonujących przewieszone skalne fragmenty i kończących się wejściem na wiszący lód, jest mnóstwo. Zacząłem szukać na naszym rodzimym podwórku podobnych możliwości, które zapewniałyby wyzwanie fizyczne, a jednocześnie przyciągały estetyką i elegancją lodowych nitek, które tak dobrze kojarzyłem z alpejskich rejonów. Jako że taternikiem nie jestem, nigdy nie byłem i raczej nie zamierzam być, nie miałem żadnego sensownego pomysłu, dopóki któryś ze znajomych nie powiedział o „mitycznym Superścieku”.

 

Poszukiwania w Internecie dość szybko przyniosły odpowiedź – to droga, jakiej szukałem, a jednocześnie pewna osobliwość. Bardzo rzadko chodzona, podobno o niespotykanych trudnościach, wymagająca od śmiałków nadludzkich umiejętności i odwagi. […]

 

 

Więcej o historii Superścieku dowiecie się z najnowszego numeru GÓR (260).

 

 

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com