baner
 
 
 
 
baner
 
2019-08-27
 

Warto rozmawiać, czyli refleksje po akcji ratunkowej w Jaskini Wielkiej Śnieżnej

Ćwierć wieku temu z wypiekami na policzkach pochłaniałem każdą książkę, której tematem przewodnim były góry i wspinanie. Dziś nie pamiętam większości treści, a nawet tytułów, choć w tamtym czasie były dla mnie ważne niemal tak samo jak góry. W głowie pozostała obietnica Andrzeja Wilczkowskiego, którą złożył samemu sobie, że nigdy „nie zatrudni” kolegów z TOPR-u... 


To znaczy nie wpakuje się w taką historię, z której jedynym wyjściem jest wezwanie pomocy. Na swój użytek nazwałem to świadomym taternictwem, które wiąże się z właściwym szacowaniem ryzyka. Dziś nawet nie pamiętam, czy obietnica Wilka była w Miejscu przy stole, czy też w innej z jego licznych książek. Idea mi się spodobała i postanowiłem się jej trzymać. Udawało mi się to do czasu. Po blisko 30 latach wspinania poprosiłem o pomoc po swoim wypadku. Było to ciekawe doświadczenie, bo działaniom ratowników przyglądałem się z pozycji poszkodowanego, instruktora mającego pod opieką kursantów, osoby analizującej wypadki oraz od lat zgłębiającej temat nazywany zarządzaniem ryzykiem. Główna rzecz, która rzuciła mi się w oczy, to nieustanna konsultacja decyzji. Gdy jeden z ratowników zamierzał podjąć jakieś działania to mówił co chce zrobić, tak żeby być dobrze zrozumianym i… żeby kolega słysząc pomysł mógł zareagować, gdyby coś było nie tak. Po namyśle, uznałem taki sposób komunikacji za najlepszy jaki można wymyślić. Nie ma tu miejsca na nie podlegające dyskusji polecenia głównodowodzącego akcją. Każdy z ratowników jest w takiej sytuacji równie odpowiedzialny za działania – gdyż każdy może zakwestionować ewidentny błąd, czy głupotę – choć hierarchia jest oczywiście zachowana.

 

Po powrocie do domu nasłuchiwałem doniesień z akcji ratunkowej w Jaskini Wielkiej Śnieżnej. Nie zamierzam przyłączać się do kilkudziesięciu milionów ekspertów od eksploracji i ratownictwa pod ziemią. Dla mnie ciekawy jest wątek, który powoli nabrzmiewał, aż wybuchł w postaci skandalu. TOPR akcję ratunkową po odciętych wezbraną wodą grotołazów oparł na siłach własnych, ratownikach górniczych, jednostce ratownictwa Państwowej Straży Pożarnej z Krakowa oraz ratownikach z Horskiej Slużby. Od początku w gotowości do akcji była Grupa Ratownictwa Jaskiniowego stworzona przez Komisję Taternictwa Jaskiniowego PZA. Jest to wysoko wyspecjalizowany zespół, który swoje umiejętności zdobywa między innymi na szkoleniach we Francji w ramach ECRA (European Cave Rescue Association).


Pomimo deklarowanej gotowości, TOPR nie skorzystał z pomocy, argumentując swój sprzeciw przepisami prawa, a ściślej mówiąc Ustawą o ratownictwie i bezpieczeństwie w górach. Przybliżając temat chodzi o odpowiedzialność prawną za osoby uczestniczące w akcji ratunkowej, ewentualne odszkodowania i, w razie najgorszego, rentę dla ratownika lub jego rodziny. Te kwestie w przypadku służb sformalizowanych uregulowane są prawnie, „cywile” takim przepisom nie podlegają. Niestety, obawa o różne interpretacje rzeczywistości prawnej spowodowała to, że wysokiej klasy specjaliści przez ponad tydzień oczekiwali w blokach startowych. Argumenty odsuniętych na boczny tor grotołazów były jasne – po dwóch, trzech dniach woda opadła i grotołazi chcieli sprawdzić możliwość dotarcia do poszukiwanych partiami, które TOPR uznał za zbyt niebezpieczne. W tego typu działaniach taternicy jaskiniowi mają zdecydowanie większe umiejętności i być może dotarcie byłoby o wiele szybsze. TOPR ustami Naczelnika nie zgadzał się na ten pomysł, kierując się zasadą „najpierw bezpieczeństwo ratowników”. Uznano, że poruszanie się w partiach, którymi zamierzali przejść ratownicy GRJ wykracza poza dopuszczalne, akceptowane ryzyko. I działanie tam stanowiłoby zagrożenie nie tylko dla niosących pomoc grotołazów, ale także działających równolegle ratowników TOPR.


Nie zamierzam rozstrzygać tego sporu, gdyż zwyczajnie na tym się nie znam. Wiem natomiast, że przez kilka dni prowadzone były rozmowy pomiędzy przedstawicielami PZA i kierownictwem TOPR-u. Aż w końcu u części grotołazów narosło niezadowolenie. Temat wyciekł do mediów, poszły nawet listy do premiera i… donos do prokuratury!!! Sprawa zaczęła zmierzać w zdecydowanie złym kierunku. Dodatkowo w trakcie akcji w Wielkiej Śnieżnej wydarzyła się bezprecedensowa katastrofa na Giewoncie, która spowodowała zaangażowanie ogromnych środków, już nie tylko TOPR-u do ratowania turystów poszkodowanych w czasie burzy. Wydaje się, że gdzieś w tym wszystkim zagubiła się wola komunikacji pomiędzy ratownikami, a grotołazami i zaczęli oni rozmawiać ze sobą za pośrednictwem mediów. Zabrakło tego, co mnie tak zafascynowało, gdy rannego oporządzano mnie do podjęcia śmigłowcem z Igły Milówki.


 

Warto pamiętać, że jesteśmy sobie potrzebni nawzajem. Ze środowiska wspinaczy i grotołazów rekrutowani są ratownicy TOPR-u. A później oni sami podnosząc swoje umiejętności wspinają się, schodzą do jaskiń – w których praca zespołowa jest istotą działalności pod ziemią. Dla nas ratownicy to nie tylko koledzy, ale też komfort psychiczny wynikający z faktu, że w razie potrzeby zrobią oni wszystko, żeby wydostać nas z opresji. Dlatego tak ważna jest debata i ustalenie zasad współdziałania, a przede wszystkim wykorzystania wysokiej klasy specjalistów z Grupy Ratownictwa Jaskiniowego. Liczę, że gdy emocje opadną, pomimo wszystko dojdzie do tych bardzo potrzebnych rozmów.

 

Tekst i zdjęcia: Bogusław Kowalski

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
Marek
Jako były taternik jaskionowy / 25 lat działalności w Speleoklubie Trzańskim w Zakopanem w pełni podzielam Pański osąd w tej bulwersującej sprawie - na swoim fenppage dełem temy wyrażny osąd. Pozdrawiam serdecznie!
jabol
@Mat Postąpili zgodnie z zasadami tj. dwóch grotołazów zostało na dole (mieli jeszcze kontakt głosowy z zaginionymi), dwóch wyszło na powierzchnie aby wezwać pomoc. Wyjście z tej jaskini trwa, bo to moloch. Jeden z tych co wezwał pomoc, razem z ratownikami TOPR, zszedł ponownie n dół. Po analizie podjęto wówczas decyzje aby próbować z drugiej strony. @Amator. Być może, ale to pezeta nie zadbała aby GRJ miał pozwolenie od ministra SW na ratownictwo górskie (tego wymaga ustawa) oraz był podmiotem współpracującym z Krajowym Systemem Ratowniczo-Gaśniczym (KSRG). Tego też wymaga ustawa o PRM. Trochę formalności i myślę, że nie byłoby problemu z dopuszczeniem GRJ jako systemowej organizacji (tj podpiętej pod KSRG) do akcji jaskiniowej. Harcerskie HGR-y mogą być w KSRG a GRJ nie?
Sebastian
Witam, mam pytanie, po co PZA "stworzył" GRJ jak jej nie można użyć gdy jest potrzebna ?
Imot niemot
Nawet PSP już prawie 10 lat temu w swoim oficjalnym raporcie wiedziała o "nieudolności" w działaniu i współdziałaniu TOPR Przerażające jest to,że nikt z tym nic nie zrobił i przewidywania Strażaków powoli stają się smutną prawdą. polecam raport kwartalnika Centr.Nauk.Bad.Ochr.Ppoż.Szczególnie strony 192-194 ze smutną kwintesencją: "TOPR nie chce się otworzyć na współdziałanie, uważa, że sam może poradzić sobie w przypadku każdej podziemnej akcji ratowniczej. chce zamknąć Tatry hermetyczną zasłoną dla innych grup ratowniczych tak, by społeczeństwo uważało, że tylko oni mogą skutecznie i w pełni profesjonalnie działać na terenie TPN" "należy się obawiać, co się stanie jeżeli zdarzy się wypadek na takiej głębokości z udziałem żywego poszkodowanego. Może wtedy TOPR zdecyduje się na wsparcie , jednak brak koordynacji i wspólnych ćwiczeń może mieć negatywne skutki dla powodzenia w akcji" Doniesienie do prokuratury musi to wyjaśnić i ukarać winnych uchybień i przerostu amb
Mat
Pytanie brzmi dlaczego Panowie którzy byli z kolegami w jaskini nie wracali sami po nich tylko wezwali TOPR i to po kilku godzinach z tego co wiadomo, jeśli uważają się za lepszych trzeba było samemu sprawę załatwić
Amator
Toprowcy nadają się do ratowania trampkarzy w Tatrach nie grotolazow. To nie ich środowisko i nie ich klimat tam nie da się gościa podpiąć do śmigłowca i czekać na oklaski. GRJ ma większą wiedzę, doświadczenie i to oni powinni ratować ludzi w jaskiniach. To powinno zostać uregulowane prawnie aby sytuacja się nie powtórzyła. TOPR na górze, GRJ pod ziemią.
Piotr
Chciałbym poznać osobę, która przez całe swoje życie "dupy nie dała" - jak to barwnie określasz. Jeśli się nam wydaje, że zawsze panujemy nad sytuacją, to może oznaczać brak pokory. Tak w życiu jak i w górach - niebezpieczna przypadłość.
Andrzej
Gwiazdy grotołazy weszły mokrym latem w dziurę i dały dupy! Chłopaki z TOPRu tylko narażają się by czyścić jaskinie po nich. Pomoc amatorów to zbędna komplikacja! Przyjaciel trzech TOPRowcow.

 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com