baner
 
 
 
 
baner
 
2014-04-07
 

Wspomnienia o Tomku Machowskim

Kilka tygodni temu odszedł od nas Tomek Machowski. Wspinacz, świetny kompan na wyjazdach wspinaczkowych. Kilka wspomnień o Tomku możecie przeczytać poniżej. Zapraszamy do zamieszczania własnych (w komentarzach).

 

Misza
Asfalta znałem od dawna – chyba od momentu, gdy pojawił się na mecie przy ul. Lubelskiej. W oczy rzucała się przede wszystkim niepowtarzalna - w  zasadzie nieustalona i wręcz rozedrgana, bazująca na egzystencji przygody i niebywale kwiecistych umiejętnościach oratoryjnych, a także pod pewnymi warunkami kantorskich, estetyka. Mimo swoich stabilnych rozmiarów, Asfalt zadawał się być raczej pozbawionym masy wolnym elektronem, który przy nieokreślonym prawdopodobieństwie natrafiał na orbitę swojej fizyczność. Nie wiem jak do tego doszło, ale może fizyczne wykształcenie Rusałki (bo tak też go wołano) miało istotny wpływ na tę szczególną oboczność. A trzeba wiedzieć, a potwierdzą to osoby, które się z nim wspinały, że Tomek był bardzo pozytywnym człowiekiem, a przeczył wyłącznie prawom fizyki… a czasem prawom logiki. Opowiedział mi kiedyś zabawną historię. Otóż w internacie odbywały się zawody w bardzo wstydliwej dla młodych chłopców dyscyplinie. Wygrał jego przyjaciel... przy czym zajął pierwsze i drugie miejsce:).


Ela Miś
Zapamiętam Tomka jako nad wyraz ciepłego faceta, który w mojej małej Corsie wyglądał jakby prowadził gokarta. Tomek należał do osób, których nie można nie lubić. No i ciągle czekam na burrito.

Andrzej Mirek
Tomek był moim partnerem wspinaczkowym na wyjeździe do Claret. Z podziwem patrzyłem jak dobrze przemieszcza się w skale, nic sobie nie robiąc z pokaźnej wagi. Z pewnym niepokojem obserwowałem jego ruchy, obawiając się że po odpadnięciu, spotkamy się w okolicach pierwszej wpinki, ale nic takiego się nie zdarzyło. Jak to zimowych wyjazdach wieczory się dłużyły, ale nie z Tomkiem, już leżąc w śpiworze, ale ciągle na dobranoc popijając wino, wymyślaliśmy rozwiązania mogące zmienić przebieg porządku świata.
Tyle że na drugi dzień żaden z nas nic z tego nie pamiętał i trzeba było zaczynać od początku.

 

 

Janek "Filozof" Wawrzyniak

Zacząć trzeba od tego, że nie znam nikogo, kto nie lubiłby Tomka. Jego po prostu nie dało się nie lubić, a przecież wszyscy, którzy go znali, wiedzą, że potrafił ostro "szydzić". Nikt jednak się nie obrażał, bo nigdy nie robił tego ze złośliwości. Na przykład, na wyjeździe do Claretu była kupa śmiechu, gdy wymyślił jednostkę przekroczenia wyimaginowanego ogranicznika. Chodziło o to, że jeden z uczestników wyjazdu wciąż się zastanawiał, czy będąc metr w bok od linii przelotów, aby przypadkiem nie zeszło się już z drogi. Tomek nazwał tę jednostkę imieniem tego kolegi.
U Tomka pracowałem na ksero, z Tomkiem jeździłem się wspinać, włóczyłem po knajpach. To wszystko było, ale to wszystko też będzie w mojej pamięci.

 

BIOGRAM

 

 

Dzieciństwo oraz wczesną młodość Tomek spędził w rodzinnej Czeluśnicy. W wieku lat 15 rozpoczął edukację w liceum w nieodległym Bieczu, gdzie zamieszkał w Internacie, o którym później wielokrotnie będzie wspominał z wielką sympatią.


Lata 90-te to kolejna spora zmiana w życiu Tomka, przeprowadzka do Krakowa i studia, najpierw na UJ, poźniej na Akademii Pedagogicznej. W czasach studenckich wiele czasu spędzał w mecie na Lubelskiej oraz w knajpach na Kazimierzu, a zwłaszcza w ulubionym Singerze. Tutaj też pojawia się jego nieodłączny rower miejski, klekot, który towarzyszyć mu będzie przez wiele kolejnych lat. Po studiach otworzył legendarny punkt ksero w Intytucie Filozofii przy ul. Grodzkiej, gdzie pracowała "połowa" jego znajomych za swoich czasów studenckich.


Swoją drogę wspinaczkową rozpoczął od wędrówek po ukochanym Beskidzie Niskim. Nieco później zaczęły się wyjazdy w Tatry, oraz pierwsze poważne wspinaczki górskie. Przeprowadzka do Krakowa okazała się być prawdziwym wspinaczkowy "skokiem cywilizacyjnym", możliwe stały się regularne wyjazdy na Jurę oraz w Tatry. W Krakowie Tomek był wiernym członkiem sekcji wspinaczkowej KS Korona oraz stałym bywalcem Zakrzówka.

Tomek był też wytrawnym kucharzem, podróżnikiem (ciągnęła go zwłaszcza Azja), zapalonym czytelnikiem (literatura faktu, rosyjska, czeska, podróżnicza), miłośnikiem kina czeskiego i muzyki dawnej.

 

Magda

 

 


Wspinanie się z Tomkiem było rzeczą dość niezwykłą. Wiele osób wspominało już o jego wyjątkowym darze zjednywania sobie ludzi. Powiedzmy sobie szczerze – odpowiedni partner od liny to nie lada skarb, zarówno jak chodzi o asekurację, jak i o porozumienie, czy też wsparcie. Z Tomkiem było o tyle zabawnie, że dzieliło nas zaledwie kilkadziesiąt kg masy ciała. No cóż … Tomek … zaliczał „miękkie loty” a mnie, mimo wkładania wszystkich umiejętności asekurowania, katapultowało zawsze do góry. Pamiętam jak pierwszy raz pojechaliśmy razem w góry (dla mnie był to w ogóle pierwszy wyjazd w Tatry). Paląc papierosa zwycięstwa na szczycie Granatów Tomek wyznał, że momentami zdecydowanie bardziej wierzył w mój przyblok niż umiejętność zakładania kości, ale nie chciał mnie denerwować...
Wspólnie przegadane godziny przy winie i dobrym jedzeniu w wykonaniu Tomka będą już tylko wspomnieniem. Ale za to jakim! Następna butelka retsiny będzie za niego...

 

Danek

 

 

Fot. D. Grodecki


Tomka poznałem kilkanaście lat temu na Zakrzówku. Był charakterystyczny, jego solidna sylwetka wyróżniała się spośród wspinaczy. Przy którymś spotkaniu na Sadystówce okazało się, że mamy wspólnych znajomych i dzięki temu nasza znajomość się pogłębiła. Charakterystyczne  było dla niego nienarzucające skracanie dystansu w  kontakcie z drugim człowiekiem i duża życzliwość poparta konkretnym  działaniem. Bardzo ceniłem poczucie humoru Tomka, teraz gdy Go nie ma, jest ono dla mnie źródłem wielu wspomnień. Spędziliśmy trochę czasu w życiu na wspólnym wspinaniu, niełatwo mi zaakceptować świadomość, że już się tutaj nie spotkamy.

 

 

Tomek w Mamutowej. Fot. D. Grodecki

KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
Mirek
Dobry, pozytywny człowiek. Spoczywaj w pokoju.
Marcin
Wciąż nie mogę uwierzyć, że odszedł. Ta myśl boli, bo miał wielu ludźmi, których i on nazywał przyjaciółmi. Szkoda, że odszedł w całkowitej samotności. Ale ludzie prawdziwie umierają dopiero wówczas, gdy zostaną zapomnieni. Widzę, że wielu ludzi tu pamięta.
Andrzej
Znalazłem się tutaj przypadkiem i zdrętwiałem cały. Jak to, Tomek nie żyje??? Ostatnimi czasy pytałem nawet wspólnych znajomych o Niego, ale - jak widać - żaden nie był na tyle bliski, by wiedzieć, że Tomka już nie ma... Pytałem, bo od jakiegoś czasu nie widziałem Jego pogodnej, roześmianej twarzy na ulicy. Wspaniały, mądry i ciepły człowiek. Przelatują wspomnienia: Tomek w ksero na Grodzkiej, Tomek na rowerze, Tomek w sklepiku na Ruczaju... Ale postanowiłem dorzucić cegiełkę z opowieścią o Tomku, jakiego pewnie nie znacie. Był jedną z zaledwie kilku osób, które wzięły udział w PIERWSZEJ W OGÓLE BLOKADZIE BUDOWY ZAPORY W CZORSZTYNIE-NIEDZICY. Tam się spotkaliśmy. Miała miejsce na Dzień Ziemi (22 IV), bodaj w 1990 roku, poprzedziła późniejsze tłumne protesty wakacyjne. I choć później widywaliśmy się z Tomkiem przelotnie (wyjąwszy pamiętną imprezę w Jego rodzinnym domu pod moim Jasłem), to wiadomo było, że to jest kumpel, na które można liczyć ZAWSZE. ŚWIAT BEZ TAKICH JAK ON
Globus
Dzisiaj mija rok ...
Kaśka
Tomek żyje.W pięknych,czarnych,mądrych oczach Jego starszej córki Julii, w bezustannym trajkocie młodszej Róży.Tomek!Nikt nie wspomniał o Twoim fantastycznym talencie jakim było bycie ojcem.Moja córka z ogromnym wzruszeniem wspomina wspólne z Tobą wypady w góry.Masz jeszcze zadanie do spełnienia.Gdziekolwiek jesteś opiekuj się Takimi dziewczynami.Teraz bardzo tego potrzebują.
Globus
Tomek za kilka dni obchodziłby 44 urodziny. Był moim Przyjacielem od jesieni 1986 roku ...
Tater
Ciepły człowiek, znakomicie skracający dystans w stosunku do nowo poznanych i szybko zjednujący sobie ich serca. Mistrz rozmowy, amator dobrej kuchni. Świetny wspinacz - na zawsze zapamiętam wspólne z nim wyjazdy. Dusza towarzystwa, miał masę znajomych różnej rangi: od znajomych, przez kumpli, po przyjaciół. Gdy szło się z nim przez Grodzką, albo Stare Miasto przez przynajmniej 15 minut - Tomek przynajmniej raz odpowiadał: "cześć", a często musiał przystanąć i zakończyć przelotną, ale serdeczną rozmowę obietnicą spotkania lub "zdzwonienia się" niebawem. Chyba nie poznałem nigdy drugiego człowieka o tak dużej liczbie znajomych i dobrych przyjaciół. (...) [fragment wpisu usunięty na prośbę Rodziny i przyjaciół Tomka]
Marti
Poznałem go w latach 90-tych, zapoznałem dzięki niemu kilka knajp na ówczesnym Kazimierzu. Były wspólne wycieczki w góry, rozmowy, picie trunków z niekończącą się przy tym wymianą myśli na tematy egzystencjalno - filozoficzne. Przejawiał Tomek pewną żyłkę do interesów, szybko uruchomił jedne z pierwszych punktów ksero, potem działalność reklamową, potem działał na innych polach - ze sklepem ze zdrową żywnością włącznie. Niestety, jako człowiek zawsze pogodny i patrzący naprzód, nie miał głowy ani cierpliwości do nudnych i drętwych przepisów, których zignorowanie przyprawiło go o kłopoty finansowe. (...) [fragment wpisu usunięty na prośbę Rodziny i przyjaciół Tomka] Jeden z naszych kolegów mawiał: "od śmierci w dolinie uchowaj nas Panie". Tomka nie uchował. (...) [fragment wpisu usunięty na prośbę Rodziny i przyjaciół Tomka]
Jancio
Spotkało nas z Tomkiem życie w połowie lat 90-tych ubiegłego wieku w leśniczówce w Chochołowskiej, w której rezydował wtedy Wacek. Tomek był wtedy już Prawdziwym Taternikiem. Wnioskowałem to z posiadania przez niego wspinaczkowych dziabek (a nie obrzydliwej turystycznej tyki) oraz snucia wesołych wspinaczkowych opowieści, co czyniło z niego w moich oczach conajmniej półboga. Widywaliśmy się potem tu i tam. Czasem nawet nieśmiało pojawiały wspólne zamiary, które pozostały tylko zamiarami. Loretańska, Korona, Zakrzówek, gdzieś w skałkach i tak przez kolejne prawie 20 lat. Zawsze otwarty, pełen optymizmu, uśmiechnięty, jakby zapomniał, że wypadałoby już spoważnieć. Taki zostanie - uśmiech na rowerze z cekocącym wachlarzem ...
Magda
Z Tomkiem kiedyś się ugadywałam pod Freney\'em "na piwo". Nie było jakoś szybko okazji po temu ale z Bułgarii przywiozłam białe wino Mesembrię, które wiele miesięcy czekało sobie. W końcu wypiłam je z osobą bardzo podobną z fizjonomii do Tomka - z moim Tatą. Pomyślałam, że jak z Tomkiem się ugadamy, to kupię coś równie dobrego. Teraz żałuję, że Mesembria tak długo czekała... Jak tylko się dowiedziałam o Tomku, wykasowałam jego numer telefonu - by przypadkiem z rozpędu kiedyś nie wysłać mu sms-a, że jak to tak zapomniał. Może teraz sobie na nas patrzy skądś tam i śmieje się z nas: głupolki, jeszcze się wszyscy spotkamy przecież i powspinamy i pogadamy... Jego naprawdę nie dało się nie lubić. "Unikałam" go tylko wtedy, gdy na Koronie się wspinał - wolałam, by nie spadł mi na głowę ;)
Lesser
Tomka praktycznie nie znałem. Nawet nie pamiętałem jak ma na imię, choć ciężko znaleźć tak charakterystycznego, szczególnie gabarytem, ale też pozytywną energią i umiejętnością skrócenia dystansu, gościa na Koronie i w Dolinkach. Parę tygodni temu siedzieliśmy na Koronie deliberując o zajebistości żywota człowieka bezrobotnego (w moim przypadku permanentnie bezrobotnego, w jego tylko chwilowo). Ja więcej na Koronę nie przyszedłem, bo zrobiło się ciepło na zewnątrz, a Tomek pojechał na robotę ...

 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com