baner
 
 
 
 
baner
 
2012-10-29
 

Z Patagonii na Malediwy

Już niedługo David Lama zawita na XIII Karkonoskich Dniach Lajtowych. Z tej okazji postanowiliśmy opublikować fragment wywiadu, który udzielił dla GÓR (kwiecień, 2012) w którym opowiada głównie o wyjeździe do Patagonii, wejściu na Cerro Torre i... wędkowaniu :-)
Głównym powodem wywiadu jest oczywiście jego klasyczne wejście na Cerro Torre, o którym wspomina także Maciek Ciesielski w wyjątkowym wydaniu Ech z gór (Gwałt na górze?, s. 10, GÓRY nr 215, kwiecień). Ciesioła w swoim tekście pisze o obsesji na punkcie tego patagońskiego szczytu. Nie ukrywa jej także David. Gdy poprosiliśmy go o osobistą refleksję, którą moglibyśmy otworzyć wywiad, wysłał nam poniższy tekścik, który – zgodnie z naszymi oczekiwaniami – jest do niego świetnym wstępem.
 


Podejście pod ścianę. Fot. Corey Rich / Red Bull content
 
„Cerro Torre jest symbolem perfekcji. Jego tysiącpięćsetmetrowe, strome i pozbawione rzeźby ściany wyrastają ponad patagońskie lodowce wprost ku niebu. Przez przestrzenie lądolodu wiatry miotają chmurami o zachodnią ścianę góry. Wkradają się one na szczyt, oblekając go z obu stron w niby-bawełnianą woalkę. Kiedy pogoda się poprawia, obiekt pożądania objawia się w swoim uderzającym pięknie, przystrojony tylko w delikatną warstwę lodu – niczym panna młoda, która wchodzi do kościoła w delikatnej białej sukni. I pod taką postacią wyobrażałem sobie Cerro Torre przez ponad trzy lata. Ale mimo jej piękna w «białej szacie», jak każdy pan młody, marzyłem o momencie, kiedy ujrzę ją bez tego okrycia. Podczas tegorocznego wyjazdu do Patagon i wreszcie doczekałem się tej chwili”.
 
Oczywiście rozmowę musimy zacząć od twojej ostatniej wspinaczki na Cerro Torre. Czy stan umysłu, który kazał ci po raz kolejny jechać do Patagonii, aby zmierzyć się z drogą Maestriego, nazwałbyś obsesją?
 
Wydaje mi się, że mam małą obsesję – w pozytywnym sensie tego słowa – na punkcie alpinizmu i wspinaczki. Ten projekt w Patagonii był bez wątpienia największym wyzwaniem w mojej karierze. Od czasu, gdy podczas wizyty w Dolinie Cochamo w 2008 roku zobaczyłem tę linię na zdjęciu, marzyłem, aby przejść ją klasycznie. Dlatego decyzja o kolejnym powrocie do Patagonii zawsze przychodziła mi łatwo. W tym roku już w listopadzie i grudniu sprawdzałem mapy pogodowe i wiedziałem, że będzie to dobry sezon.
 
Kiedy przyjechałem na miejsce, miałem przeczucie, że jeśli teraz mi się nie uda, to zapewne nigdy już nie zrealizuję tego marzenia.
 
Opowiedz proszę o trudnościach klasycznych drogi, którą zrobiłeś. Wiemy, iż kluczowy jest wyciąg, który omija Drabinę Boltową, i że wyceniłeś go na około 8a. Jak wyglądają inne długości liny?
 
Zgadza się, najtrudniejszy wyciąg biegnie kilka metrów od Rysy Salvattery i prawdopodobnie jest to mocne 8a. Długości liny poniżej są stosunkowo łatwe, podobnie jak te powyżej, które doprowadzają do czapy lodowej. Trudności wspinaczki na headwallu oscylują wokół 7b, ale gdyby miał się na niego wybrać wspinacz, dla którego jest to limes, byłaby to raczej samobójcza misja. Trzeba być pewnym, że się nie odpadnie, bo zdarza się, że ostatni dobry przelot masz piętnaście, a nawet dwadzieścia metrów poniżej. 
 


David Lama. Fot. Red Bull content
 
Właśnie, który wyciąg był najbardziej psychiczny i dlaczego?
 
Prawdopodobnie ostatni na headwallu. Najpierw idziesz pięć metrów prosto do góry. Po ich pokonaniu możesz założyć parę dobrych camów, po czym robisz fantastyczny trawers w prawo. Po dziesięciu metrach możesz znowu założyć dobrego mechanika, aby atakować już na wprost do góry. Na tym odcinku da się czasem coś założyć, ale do żadnego z tych punktów nie miałem zaufania. Jakieś dziesięć metrów pod lodową czapą osadziłem jeden hak, dwie kości i jednego cama, łącząc je taśmą. Być może ta „konstrukcja” utrzymałaby lot. Z tego miejsca musiałem pokonać kilka ogromnych i bardzo niepewnych bloków skalnych, aby dostać się do krawądek, które doprowadziły mnie do lodu.
 
Przed atakiem wiedziałeś o usunięciu nitów przez Kruka i Kennedy’ego? Jaka była twoja pierwsza reakcja, kiedy o tym usłyszałeś? Wpłynęło to na wybór sprzętu, który wzięliście ze sobą?
 
Usłyszeliśmy o tym z Peterem, kiedy jeszcze byliśmy w El Chaltén. Pamiętam, że moją pierwszą reakcją było: „I co z tego?”. Chwilę to przemyśleliśmy i zdecydowaliśmy się wziąć parę kości i haków więcej. Także nie zmieniło to specjalnie naszego oszpejenia, ale zadecydowało
o poważnej modyfikacji taktyki. Pierwotnie mieliśmy wspinać się z pierwszego obozu Nipo Nino do Col de la Paciencia, tam zabiwakować i następnego dnia zrobić całą drogę za jednym zamachem. Ostatecznie jednak, ze względów bezpieczeństwa, pierwszego dnia weszliśmy na Col, gdzie odpoczęliśmy parę godzin, po czym wspięliśmy się do końca części skalnej, aby zabiwakować pod czapą lodową. Szczyt osiągnęliśmy następnego ranka.
 


David i Peter podczas biwaku. Fot. Red Bull content
 
Jaka jest twoja ostateczna konkluzja na temat usunięcia nitów?
 
Cóż, w pewnym stopniu jestem w stanie zrozumieć Jasona i Haydena, ale kiedy patrzę na to w szerszej perspektywie, wydaje mi się, że ten zespół po prostu napisał kolejny rozdział w historii Cerro Torre. Usunięcie nitów bez wątpienia wymagało odwagi. Z pewnością poprzez samo wejście, podczas którego wykorzystali tylko kilka spitów, udowodnili, że stać ich na wiele. Natomiast usunięcie spitów Maestriego ze zjazdu nie było już tylko pokazaniem środowisku ich definicji dobrego stylu – poprzez ten akt zmusili innych wspinaczy do robienia tego tak samo jak oni.
 
Jak te wyciągi wyglądają teraz? Pytam, czy przypadkiem – z estetycznego punktu widzenia – nie prezentują się gorzej niż wcześniej. Może tak  być, jeśli po nitach zostały ślady rdzy lub dziury...
 
Nie ma tam ani rdzy, ani dziur, lecz wiele pourywanych nitów. Myślę, że teraz wygląda to lepiej, ale to w ogóle nie jest argument w dyskusji, która się toczy. 

Zmieńmy temat. W Patagonii chyba po raz pierwszy działałeś z fotografem Coreyem Richem. Jakie masz wspomnienia z tej współpracy? Pytam, bo wiele lat kojarzyliśmy cię głównie ze zdjęć twojego – a także naszego :-) – przyjaciela, Rainera Edera. Jak porównasz tych dwóch fotografów – zarówno jako ludzi, jak i fachowców?
 
Z Coreyem współpracowałem podczas dwóch pobytów w Patagonii: w 2010 i 2012 roku. To świetny facet i znakomity fotograf, który jest teraz moim bliskim przyjacielem. Oczywiście Rainer także nim jest i ciągle jeździmy wspólnie na niektóre tripy, aby porobić fotki. Ale on nie czuje się dobrze w takim terenie, w jakim trzeba działać na Cerro Torre. Sam sobie z tego zdaje sprawę i naprawdę doceniam to, że potrafi być szczery, kiedy pada pytanie: „Myślisz, że dasz radę, Rainer?”.
 
Ile czasu spędziliście na robieniu zdjęć i kręceniu filmów podczas tej wyprawy?
 
Żadne ze zdjęć, które zostały robione podczas przejścia, nie było pozowane. Wszystkie fotki oraz ujęcia filmowe pochodzą z akcji i nie powtarzałem dla potrzeb dokumentacji ani jednego wyciągu. Jeśli pamiętasz moją odpowiedź na pytanie o asekurację na drodze, to nie musisz już chyba pytać, dlaczego tak było.
 
A jak spędzasz czas w bazie? Jak wiadomo, zarówno w Patagonii, jak i w górach najwyższych, przeczekiwanie załamań pogody jest częścią gry. Ciężko ci usiedzieć na miejscu?
 
Jestem wielkim miłośnikiem wędkarstwa, a rzeki i jeziora wokół El Chaltén dają spore możliwości wyżycia się w tym zakresie. Poza tym w odległości zaledwie pięciu minut marszu od obozu znajdziemy całkiem fajny ogródek bulderowy. Zatem jest co robić, kiedy w górach utrzymuje się kiepska pogoda. Inna sprawa, że na dłuższą metę może to być dołujące, bo chyba żaden alpinista nie przyjeżdża do El Chaltén, aby bulderować lub wędkować, prawda?
 


Wędkowanie w okolicach El Chanten. Fot. Corey Rich / Red Bull content

Całość wywiadu znajdziecie w GÓRACH nr 215 (kwiecień, 2012)

Wywiad przeprowadził Piotr Drożdż

David Lama będzie już niedługo gościem na XIII Karkonoskich Dni Lajtowych.
KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com