baner
 
 
 
 
baner
 
2012-10-27
 

Zimowe wyzwania Hali Gąsienicowej

Gdy przyjeżdżam do Morskiego Oka po sezonie zimowym, to zazwyczaj jednym z obowiązkowych punktów pobytu jest lektura Książki Wyjść Taternickich. Niestety, od wielu lat widać identyczne rozwarstwienie jakości pokonywanych dróg. 
Osoby z dużym doświadczeniem i zacięciem sportowym przy dobrych warunkach atakują ściany Kazalnicy Mięguszowieckiej, Kotła oraz Kazalnicy Cubryńskiej. Na drugim biegunie są wspinacze, których celem staje się Próg Mnichowy oraz Bula Pod Bandziochem. 

Bardzo rzadko do kajetów wpisywane są drogi typu Komin Węgrzynowicza, drogi na filarze oraz wschodniej i północnej ścianie Mięguszowieckiego Wielkiego, Grzęda Heinricha. Zapewne jednym z powodów są krótkie pobyty wspinaczy w Morskim Oku. Obecnie nikt, lub prawie nikt, nie przesiaduje w schronisku tygodniami, oczekując na warunki. Jednak można upatrywać także innych powodów takiej polaryzacji celów wspinaczkowych. Muszę tu wspomnieć o czymś, co kilkanaście lat temu – jako wspinaczowi wychowanemu w Moku – nie mieściło mi się w głowie. Jak wiadomo, Hala Gąsienicowa powszechnie uznawana jest za dolinę, w której również zimą pasą się barany, a po okolicznych ścianach chadzają instruktorzy z tabunami kursantów.
 

Podejście pod dobrze wylodzony Żleb Dredge`a. Fot. Bogusław Kowalski
 
W rzeczywistości poza standardowymi drogami – których doliczyłem się siedmiu, może ośmiu – w ogóle nie chodzi się na linie poważne. Myślę tu o takich, które stanowią pośredni krok pomiędzy Filarem Świnicy a wymienionymi wcześniej trudnymi, ale nietopowymi ścianami w Moku. Niestety, utarło się, iż niehonorne jest bywanie na Hali, co może śmieszyć, gdy skonfrontuje się to z najpopularniejszymi celami realizowanymi w rejonie Morskiego Oka. Tym wspinaczom, którzy jednak chcieliby zdobywać doświadczenie i harmonijnie rozwijać swoje kariery, polecam zestaw obowiązkowych dróg z otoczenia Hali Gąsienicowej. Przede wszystkim są to linie długie, wymagające dobrej kondycji, w kilku przypadkach ze skomplikowanym zejściem. Choć w większości logistyka jest o co najmniej klasę niższa niż na podobnych drogach w Moku. Co najważniejsze, na proponowanych drogach można znaleźć bardzo trudne wyciągi.
 
Zacznijmy od Granatów, na których znajdują się trzy dość ciekawe linie. Rejon ten kojarzy się większości wspinaczy z kursami taternickimi. Na naprawdę mocne zespoły kursowe czeka Filar Staszla. Mogę śmiało zawyrokować, że jego trudności z pewnością przewyższają Rysę Strzelskiego na Progu Mnichowym. A długość drogi, o ile idziemy do samej góry, stanowi o jej powadze.
 


Północna ściana Koziego Wierchu, z komino-żlebem opadającym z Koziej Przełęczy Wyżniej oraz znajdującym się na lewo Filarem Leporowskiego. Fot. Bogusław Kowalski
 
Zaraz na lewo mamy unikatową, w przypadku dobrych warunków, drogę śnieżno-lodową: Żleb Staniszewskiego. Znajdziemy tu około 400 metrów wspinaczki przypominającej – mam świadomość proporcji – typowe drogi alpejskie. Kilka progów lodowych zmusza do zwiększonego wysiłku. Jeszcze dalej na lewo znajduje się Halowy klasyk – Żleb Drege’a. Ta słynna droga powinna znaleźć się w kajecie każdego średnio zaawansowanego wspinacza zimowego. 
 
Przejście sopla lodowego w kominie może dać wiele satysfakcji. Trudności Drege’a pokonane zostały w modnym ostatnio stylu zimowo-klasycznym, a autorzy przejścia wycenili drogę na 6+.
 
Teraz przenieśmy się na drugą stronę grani, do Dolinki Buczynowej. Już sam fakt przejścia do sąsiedniej doliny zwiększa powagę wybranych tam celów. Proponuję tutaj dwie drogi: słynny Komin Pokutników oraz Drogę Biela. Pod obie można podejść z Hali Gąsienicowej. Najpierw należy wejść żlebem na Pańszczycką Przełęcz Wyżnią, a następnie strawersować na Granacką Przełęcz, skąd żlebem schodzimy do Dolinki Buczynowej. Komin Pokutników należy do największych klasyków zimowych w okolicy, jest jednak bardzo rzadko uczęszczany. Dla wspinaczy z górnej półki Komin znajduje się za daleko, a dla początkujących jest zbyt trudny.

 

Komin Pokutników. Fot. Michał Wiśniewski

Warto jednak zmierzyć się z legendą Jana Długosza. Początkowe cztery wyciągi biegnące kominem dadzą możliwość wykazania się umiejętnościami we wspinaczce mikstowej, a w przypadku dobrych warunków również we wspinaczce lodowej. Dalsza część wiedzie łatwiejszym terenem, jednak długość drogi – tak samo jak w przypadku Filara Staszla – powoduje, iż jest to linia poważna. Bardzo ważna jest znajomość powrotu z grani, a ściślej mówiąc z Przełączki nad Dolinką Buczynową, gdyż z tego miejsca schodzi się po zrobieniu Komina Pokutników. Zejście jest początkowo dość ewidentne, bo Żlebem Kulczyńskiego. Jednak należy pamiętać o tym, że ostatnie 100 metrów pokonuje się nie wprost w dół, tylko orograficznie po lewej stronie żlebu.

Droga Biela wiedzie na wierzchołek Zadniego Granata. Jest to linia trudna z kilku powodów, przede wszystkim jest poprowadzona w skale, a więc wymaga umiejętności drytoolowych. Drugi powód to długość drogi: wschodnia ściana Granatów ma niemal 400 metrów wysokości, a to o wiele więcej niż wspomniana uż kilkakrotnie morskooczna Bula czy Próg. Pamiętajmy, że jeśli mamy w planach wspinanie wyłącznie w Dolince Buczynowej, to dogodniejsze z powodu podejść jest nocowanie w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów. Podczas podejścia i powrotu do „Piątki” należy bardzo uważać na lawiniaste stoki Koziego Wierchu.
 
Wróćmy jednak na Halę, a ściśle mówiąc w rejon Koziego Wierchu. Na tej ścianie również proponuję dwie drogi. Pierwsza z nich to Kozia Przełęcz Wyżnia, linia wymagająca na pierwszych wyciągach, zdarzają się tam progi lodowe, a trudności osiągają V stopień w tradycyjnej skali tatrzańskiej. Górna część jest o wiele łatwiejsza w dobrych warunkach śnieżnych, ale przy mniej sprzyjających kłopotliwa staje się przede wszystkim asekuracja. Druga z proponowanych tu dróg jest o wiele poważniejsza – mam na myśli Filar Leporowskiego. Nagromadzenie trudności skalnych na pierwszych czterech wyciągach, północna wystawa oraz świadomość losu nieszczęsnego lotnika powodują, że jest to cel godny zimowego łojanta. Górna część drogi pokonywana jest na różne sposoby, trzeba jednak pamiętać, że Kozi od północy to spora ściana. Powrót na Halę z obu dróg wiedzie granią do Koziej Przełęczy. Na uskoku Kozich Czub warto kierować się łańcuchami, zjazdy z kotw z pewnością przyspieszą akcję górską.
 
Całość artykułu znajdziecie w GÓRACH nr 214 (marzec, 2012).

Tekst i zdjęcia: Bogusław Kowalski
KOMENTARZE
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
Dodaj komentarz
Góral
Jeśli idę z D5S, robię Komin Pokutników i wyjdę na Przełączkę nad Dolinki Buczynową to rzecz jasna nie wracam żlebem Kulczyńskiego tylko z Koziego do D5S

 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com